Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy Kochani Darczyńcy. Wasze ogromne wsparcie pomogło w opłaceniu bieżących faktu za utrzymanie naszych podopiecznych, opłacić miejsca ich pobytu, lekarzy weterynarii, zakupić wyposażenie do ośrodka i kojce. Bardzo, bardzo dziekujemy za wsparcie. Dzięki Wam udało nam się przetrwać.
Nasza pomoc też zmierza ku końcowi. Bez Darczyńców, bez wsparcia - nie ma naszych, już raz uratowanych. Optymizm, nadzieja i wiara, że dobro wraca tkwiły nas, kiedy kilka lat temu zaczęliśmy pomagać. Dzisiaj wiemy, że to orka na ugorze. Pozyskanie środków na utrzymanie zwierząt to niemal cud. Szczególnie dla małych, niemedialnych organizacji, takich jak nasza.
Jesteśmy organizacją non profit, wszystko oparte jest na zasadzie wolontariatu. Te, które trafiły do nas, doznały wszystkich rodzajów krzywd. Mają wiedzę co to kopniak, łańcuch, głód, pragnienie, świąd skóry, pasożyty. Wiedzą co to lęk przed porzuceniem, jak dłużą się godziny spędzone na poboczu w nadziei, że wróci. Jak boli bicie za pogryzioną kanapę, drzwi, zesikany parkiet.
Większość z naszych psów jest skazana pod tzw. "igłę", ze względu na agresję czy incydenty pogryzień. Wyciągane z koszmarnych miejsc, w których czekały na wyrok. Brudne, śmierdzące, głodne, często oklejone odchodami, bo nie miały jak się poruszyć. U nas dostały drugie, lepsze życie. Gdzie zaspokajanie potrzeb danej rasy czy charakteru pozwala na powrót do normalności. A agresja przeradza się w miłość do człowieka i silną potrzebę kontaktu.
Niektóre zrzeczone, bo ich temperament przerasta możliwości właściciela. Bo się lenią, ślinią i zbyt często chcą wychodzić na spacery. Niektóre przyprowadzone do lecznic i pozostawione do eutanazji, bo właściciela nie stać lub nie chciał leczyć. Niektóre umknęły przed wojną, przed śmiercią głodową czy innym rodzajem śmierci lub powolnego umierania. Kalekie, bez łap, z przetrąconym kręgosłupem. Wystraszone i bojące się podejść do miski. Dzisiaj kochają ludzi, a kalectwo nie przeszkadza nawet w aportowaniu.
Jest też stado kotów, które żyją w przyjaźni z psami, w nowym znaczeniu powiedzenia "jak pies z kotem". Podpalane, przypalane papierosami, wieszane, owijane drutem i ciągnięte po asfalcie, zbierane z drogi po wypadkach komunikacyjnych. Są i te najbiedniejsze, schorowane, upuszczające pod siebie mocz, które muszą brać leki, jeść papki, niewidome, niedołężne. Bo właśnie dla nich na stare lata zabrakło miejsca w domu. Są też nasze konie, osiołki, cielaki, które udało się uratować od śmierci w rzeźni. Nie odmawiamy pomocy, ale nasze możliwości topnieją.
Wszystkie ratowane, ale bez przekraczania granicy walka o życie kontra znęcanie. Większość pozostanie z nami już na zawsze. A na końcu my, kompletnie niemedialni, kochający zwierzęta, pomagający również ludziom. Ile jeszcze damy radę nie wiemy. Co stanie się ze zwierzętami, jeśli przestaniemy istnieć, boimy się nawet pomyśleć. Co zrobić z tymi, które czekają na naszą pomoc i licza, że uratujemy im życie?
Loading...