Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Poraniona i połamana Marysia umierała w stodole… Są istoty, które w przeciwieństwie do ludzi w największym, niepojętym cierpieniu, połamane, pokiereszowane i bliskie śmierci, nie krzyczą, nie wołają o ratunek, tylko resztkami sił znajdują możliwie bezpieczne schronienie, by cierpiąc w ciszy odejść. Bez płaczu, bez krzyku bólu. W kompletnej ciszy, jakby chciały być niewidzialne i dla większości ludzi, takie właśnie są. Nieistniejące dla naszego świata. Odchodzą w ciszy i samotności.
Koty.
Jedną z takich „niewidzialnych” jest właśnie Marysia. Nie wiemy, co ją spotkało, ale ogrom cierpienia tej istoty jest dla przeciętnego człowieka niewyobrażalny.
Dwudniowa, szczegółowa obdukcja weterynaryjna na Śląsku wykazała:
• kompletnie połamaną żuchwę;
• złamania żeber;
• uraz narządów wewnętrznych;
• stan odwodnienia na skraju życia i śmierci;
• olbrzymią anemię;
• wszoły i pchły zjadały ją dosłownie żywcem.
Oczka miała tak opuchnięte, że niemal nie mogła ich otworzyć, a zaschnięta mieszanina ropy i krwi sklejała jej pyszczek. Nie miała siły ustać na łapkach. Postawiona, natychmiast się przewracała. Nawet podniesienie głowy było dla niej niewyobrażalnych wysiłkiem :(
Nie wiemy, co ją spotkało, ale nie było to nic dobrego. Urazy wskazują na atak innego zwierzęcia lub kilka porządnych kopniaków wymierzonych jej przez człowieka. Umiejscowienia obrażeń i rany na ciele (szarpane) wykluczyły zdarzenie komunikacyjne.
Marysię schowaną w stodole znalazła właścicielka zabudowy i natychmiast do nas zadzwoniła. Widząc ją pierwszy raz, na szybko, w pierwszej chwili pomyślałyśmy, że to stary wiejski kot, zjadany przez robaki zapewne z niewydolnością nerek, na co wskazywał stan odwodnienia. W najśmielszych rozmyślaniach nie przypuszczałyśmy, że jest tak ciężko ranna. Marysię jeszcze tej samej nocy zawiozłyśmy do Kliniki na Śląsk i rankiem następnego dnia telefon ze szpitala wprawił nas w osłupienie.
Jeśli istnieje Bóg, to chyba nad nią czuwał, bo jeszcze kilka godzin i właścicielka stodoły znalazła by już tylko jej ciało. Jak to stworzenie musiało cierpieć? Ile przeszła, by znaleźć spokojne miejsce by umrzeć? Nie mogła jeść ani pić, przez zmasakrowaną żuchwę. Połamane żebra sprawiały jej ból przy każdym oddechu. Ból poobijanej wątroby i nerek oplatał jej ciało przy każdym ruchu. Chciała tylko zasnąć i umrzeć…
Ale nie Marysiu, jeszcze nie nadszedł Twój czas. Mimo, że Marysia trafiła do nas wcześniej, nie pisałyśmy o niej, by oszczędzić Wam Kochani cierpienia po stracie istoty, którą ratujemy. Dziś jej stan został ustabilizowany, choć bitwa lekarzy o Marysię była niemal walką z wiatrakami. Marysię czeka bardzo długie leczenie. Skomplikowana rekonstrukcja żuchwy, zrośnięcie się żeber i narządów wewnętrznych.
Czy dasz jej szansę na życie? Czy razem z nami powiesz jej: „Kochanie, to jeszcze nie twój czas”? Lekarze zrobią swoje, pielęgniarki będą ją tulić – ale wszystko zależy już tylko od Ciebie! Czy pomożesz nam ją uratować, czy przeczytasz to obojętnie, udowadniając Marysi, że jest nieistotna, że jest jedną z wielu?
Prosimy – wybierz życie dla Marysi! Każdy grosz – dla Marysi liczy się każdy, nawet najmniejszy grosz. Marysia przebywa i nadal przebywać będzie w szpitalu na intensywnej terapii.
Loading...