Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Bardzo dziękujemy za pomoc. Za uzbierane pieniądze wykastrowaliśmy matkę i zaszczepiliśmy całą grupkę kociaków.
Dzieci Octavii znalazły jeden wspólny dom a Octavia wróciła do swojej rodziny
Chłodny majowy dzień, za oknem szarówka, deszcz cicho dzwoni o szyby, i nagle w tej ciszy brzęczy fundacyjny telefon. Czego możemy się spodziewać? Takie pytanie w momencie rozpoczynającego się sezonu maluchowego jest dziwne, bo przecież telefon może oznaczać tylko jedno - ktoś potrzebuje pomocy dla kocich maluszków. Ale może jednak nie, może się mylimy - może ktoś dzwoni, żeby zaadoptować kotka...
Nie, nie mylimy się - to nie adopcja. Zdenerwowana kobieta, cichym (jak ten deszcz uderzający w szyby), drżącym głosem prosi o pomoc dla czwórki kociątek, które znalazła w szopie, u siebie w ogrodzie. Wygląda na to, że znaleziona 3 dni wcześniej nieżywa kotka obok jej posesji to matka tych kociaków. Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że kobieta już szukała pomocy dla kociaków w okolicznych schroniskach, domach, lecznicach i wszyscy odsyłali ją z kwitkiem. Maluszki są głodne, piszczą, tulą się do siebie z zimna. Cóż możemy zrobić? Doradzamy zakup mleka dla kociąt, ogrzanie maluchów i karmienie butelką do momentu, kiedy nie znajdziemy im matki zastępczej.
Ale czasu mamy mało, a ogłoszenia nic nie dają. Nikt nie chce przygarnąć maluchów i zaopiekować się nimi nawet na chwilę. W fundacji domy tymczasowe przepełnione na maksa. Na dodatek walczymy z paskudną wirosówką. Ale przecież nie zostawimy ich na pastwę losu. Decydujemy się zabrać maleństwa do siebie. Kociaki odbiera nasza wolontariuszka i zabiera je do siebie. Ocenia wiek na około 7 dni. Maluszki nie są w złym stanie, są jedynie bardzo głodne. Nakarmione mlekiem zastępczym, ogrzane, wtulają się w siebie i zasypiają. Dwa dni później odbieramy telefon od pewnej rodziny ze wsi. Okociła się im kotka, ale oni nie chcą maluchów. Bardzo dbają o kotkę, ale chcieliby, żeby fundacja zabrała maluszki. Proponujemy inne rozwiązanie - zabierzemy maluchy wraz z mamą. Kotka wykarmi dzieci, wykastrujemy ją i wróci do swojego domu. A maluszkom poszukamy nowych domów.
Rozwiązanie wydaje się idealne, bo przecież kotka może przyjmie do siebie sierotki. Tylko czy rodzina zgodzi się na to i czy kotka faktycznie przygarnie znajdki? Odpowiedź dostajemy następnego dnia - możemy zabrać kotkę z jej dziećmi. Wolontariusze jadą po mamę i maluszki, dołączamy sierotki i kamień spada nam z serca. Octavia (takie imię otrzymała od nas koteczka mama) bez najmniejszego problemu przyjmuje cztery osierocone kocięta.
Jej dzieci są tydzień starsze od naszych znajdek. Dobrze, że losy kotki i jej dzieci tak się potoczyły, bo okazało się, że maluszki mają początki kociego kataru. Nieleczony mógłby doprowadzić nawet do śmierci kociąt. Obecnie (po 3 tygodniach pobytu w domu tymczasowym fundacji) mama i siódemka jej podopiecznych czują się dobrze.
Ale utrzymanie ich w zdrowiu, w środowisku, gdzie narażone są na panujący u nas wirus drogo nas kosztowało. Na środki odpornościowe i p/wirusowe wydaliśmy majątek. A czeka nas jeszcze profilaktyka p/pasożytnicza, szczepienia, testy, kastracja matki. Jeśli ktoś może pomóc nam w sfinansowaniu opieki nad tą gromadką kotów, będziemy niezmiernie wdzięczni!
Loading...