Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za Państwa Pomoc w ocaleniu Salomona. Salomon to młody muł, zrowy i bardzo charakterny! Przed nami wizyta weterynarza, kastracja i kowal.
Zapraszamy do śledzenia wpisów, niebawem więcej informacji.
Dla Salomona za chwilę skończy się ten świat. Bo w tym świecie, gdzie musisz być przydatny, dla dzikich, przerażonych mułów jest tylko hak rzeźnika. I śmierć. Bo jakby muł szalony nie był, to jednak swoje waży, a na tym już można zarobić.
Salomon nie umie nic. Wspina się, gdy próbujesz go złapać za kantarek. Kopie, gdy chcesz go dotknąć, ucieka, gdy tylko się do niego próbujesz zbliżyć. Nigdy nikt się nim nie zajmował. Nikt mu nie pokazał, że ludzie mogą być dobrzy. Handlarz mocno trzyma zaciśniętą na szyi Salomona linę, bo wie, że gdy pozwoli mu się wyrwać, minie wiele czasu, zanim go złapie.
Gdy pytamy o cenę za muła. Rumiany mężczyzna ze zdziwieniem pyta, po co nam taki głupek, który nic nie umie, a jeszcze krzywdę może zrobić. Nie tłumaczymy nic, bo i tak ten człowiek nie zrozumie, że bez względu na to, czy Salomon jest dziki, czy nie, to ma prawo do życia. Prawo, które mu ludzie odebrali jeszcze zanim się narodził. Bo zwierzęta są naszymi niewolnikami, którym zabraliśmy możliwość decydowania o swoim własnym losie. Pozwalamy im żyć, jeśli są przydatne. A jeśli najlepszą ofertą jest ich zabicie, wysyłamy je na rzeź setkami tysięcy. Siła pieniądza odbiera im życie.
Salomon nie poprosi Cię o nic. I nie podziękuje, jeśli pomożesz ocalić mu życie. Pewnie nawet nie podejdzie, gdybyś zechciał go kiedyś odwiedzić. Ale czy to wszystko umniejsza jego prawo do życia?
Czas na spłatę muła Salomona mamy do końca września. Potrzeba 4600 zł, by go spłacić, przewieźć, zapewnić pasze, kowala i opiekę weterynaryjną. Możesz pomóc go ocalić, ale możesz też zapomnieć o nim. To Twoje życie i Twoje decyzje, Salomon nie może o niczym zdecydować, może tylko czekać, czy nadejdzie jakakolwiek pomoc.
Loading...