Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Poznajcie Bączka. Psa, którego historia rozpoczęła się na ulicach Tomaszowa Mazowieckiego, bo to właśnie tam błąkał się przez co najmniej kilka, a może i kilkanaście miesięcy razem z psim kompanem.
Zima. Trzaskający mróz. Ruchliwa ulica, sporo samochodów. Dwa psy, zgarbione, ledwie wlokące nogę za nogą. Przyjaciele na dobre i złe, towarzysze niedoli...
Ale od początku, bo historia Morusa i Bączka ciągnęła się prawdopodobnie od lat. Do schroniska trafiły zimową porą, na początku 2017 r. Zadzwoniła jakaś anonimowa, dobra dusza, którą zainteresował los tych dwóch psich bied. Gdyby nie ona, mogło być tak, że dziś psiaki już by nie żyły... Zamarzłyby w jakieś zaspie i nikogo nie obszedłby ich tragiczny los.
Udało nam się ustalić, że ich tułaczka trwała przynajmniej kilka lat. Było ich trzech, ale po tym ostatnim z psiaków słuch zaginął... Prawdopodobnie jego żywot zakończyła jakaś tragedia. W końcu bezdomność to niesamowity ciężar. Głód, różne, często niesprzyjające, warunki pogodowe, poszukiwanie jakiegoś bezpiecznego schronienia, żeby odpocząć, choć kilkanaście minut, a przede wszystkim bezkresny smutek, samotność i lęk o to, co przyniesie jutro, o ile w ogóle dla ciebie nastanie...
W schronisku psiaki były względnie bezpieczne. Miały schronienie i codziennie miskę jedzenia. To jednak nie jest wszystko. Morusa i Bączka wychowała i ukształtowała ulica, a ich jedyną, pewną wartością była wolność. To ją pokochali całymi sercami. I właśnie ten jedyny pewnik został im odebrany... Przy życiu podtrzymywała ich prawdopodobnie tylko piękna, wierna przyjaźń, którą wzajemnie się obdarzyli.
Nie czarujmy się, mijały miesiące, a domu na horyzoncie brak. Nic dziwnego, w schroniskach tkwią młode, piękne, zdrowe, totalnie adopcyjne psy. Zatem jakie szanse przy nich miały dwa, wiekowe, skrzywdzone przez los zwierzaki? Niewielkie, żeby nie powiedzieć żadne...
Było coraz gorzej. Równia pochyła. Morus zaczął mieć problemy ze stawami, coraz trudniej było mu się poruszać, a betonowy boks i spacer raz na dwa tygodnie kompletnie mu nie sprzyjał. Bączek zaczął popadać w depresję, zaczął się wycofywać, wszystkich głośno obszczekiwał, obawiał się nieznanych osób.
Decyzja była szybka. Spontaniczna, ale niezaprzeczalnie potrzebna. Trzeba ratować Moruska i Bączka i wyciągnąć je do fajnego, zaprzyjaźnionego hoteliku. Zrobiliśmy to w grudniu 2017 r., ot, taki gwiazdkowy prezent... Bez żadnych deklaracji, bez przyszłości...
Morus odszedł w hoteliku w grudniu 2020 r. Przeżył trzy lata godnie i spokojnie. Czuł się zaopiekowany i kochany przez hotelikowych Opiekunów.
Bączek został sam. Niestety. I tu zaczyna się dołek, bo wciąż musimy walczyć, aby zapewnić mu kolejne miesiące hotelikowania. Co miesiąc opłacamy hotelik w kwocie 400 zł. Prowadzimy kontrolne badania zdrowia, zapewniamy odrobaczanie, szczepienia, profilaktykę antykleszczową. To wszystko kosztuje...
Na ten moment zbieramy środki na pokrycie kosztów utrzymania Bączka przez najbliższe miesiące. Z góry serdecznie dziękujemy za okazane serce i każdy wpłacony grosz!
Loading...