Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Rudy maluch wbiegł pod auto. Tak go zobaczyłam... Miasto, środek miasta, dwumiesięczne kocięta... Same bez matki. Jak długo by tam żyły? Dzień, tydzień, miesiąc? Dwa brzdąca przy ulicy nikogo nie dziwią? Wie o nich przynajmniej kilka osób, które przez te kilka minut podeszły do nas i co? A no nic, są, to są... Co ja w ogóle chcę...
Kastracja matki? "Jaka kastracja to nie mój kot, mieszka na melinie". Trzeba było szybko obmyślić dobry plan łapania dzieciaków. To może się wydawać proste, ale one prawie zawsze uciekną gdy wyciągnięcie do nich rękę! Nie kociąt nie złapiecie tak o! Bo chcecie pomóc... Niestety, nie.
Zbyt dużo już mieliśmy takich akcji, by wierzyć w słowa osób komentujących niejednokrotnie tych, którzy nie mają o tym bladego pojęcia, ale wiedzą najlepiej. Złap! Dlaczego stoisz, nagrywasz, a nie łapiesz?
To trzeba zorganizować! Sprzęt! Osoby! One prawie na pewno wbiegłyby ponownie pod rozpędzone auto. Prosimy zatem czytać ze zrozumieniem. Może też zapytać? (To odnoście kotków z horroru na stacji benzynowej).
We dwie osoby nawet doświadczone, zaopatrzone w podbierak na ryby (bo zawsze mamy w bagażniku). Łapanie tych maluchów było bardzo ryzykowne. Więc pobiegłam do zaparkowanego samochodu i wyciągnęłam prawie siłą dwóch młodych chłopaków, z których jeden miał alergię na koty. Powiedział, że pomoże, ale nie może brać na ręce. Pomagał też pan, który mieszka w okolicy, był bardzo pomocny. Najważniejsze było nie dopuścić, by wybiegły na ulicę.
Mniejszego koteczka udało się złapać po dwóch godzinach. Rudy malec uciekł na drzewo. Długo nie chciał zejść, a gęste sosny utrudniały, dostanie się do niego.
Straż pożarna nie chciała przyjechać, twierdząc, że kot w strachu wejdzie na czubek drzewa a później skoczy i to będzie jego koniec. Strażak powiedział, że on wie, jak to się skończy...
Dopiero na drugi dzień udało się złapać rudaska, był wycieńczony i bardzo głodny. Pędem do lecznicy, bo miał zasinienie w okolicy oczka. Baliśmy się krwotoku. Na szczęście pani doktor wykluczyła.
Nawet nie wiem, czy chcecie znać ich historię, jest jak zawsze smutna i odbiera wiarę w człowieka, ale opowiem...
Gdy były maleńkie, mieszkały wraz z mamą na strychu, przygarnięte przez człowieka, który nadużywa alkoholu. Nikt inny nie miał serca przygarnąć ciężarnej kotki, nikt nie miał też litości, by ją wykastrować, więc kiedy maluszki uczyły się chodzić, spadały ze schodów... Wysokich, takich z przynajmniej trzydzieści stopni: "Nie mogłam patrzeć, jak tak spadają te biedactwa, spadały tak i spadały..."
Czy muszę Wam więcej pisać? Co napisać na taki brak... Kobiety, matki dzieciom. Empatyczne, kochające własne dzieci. Dla bezbronnych kocich dzieci zabrakło...
Był jeszcze czarny maluszek, najmniejszy, najsłabszy, czy sobie coś zrobił? Czy chorował? Nie oddalał się od mamy, bo pewnie nie miał sił. Gdzieś zniknął, usłyszałam... Zniknął tak! Tak! Poszedł, poszedł... Do św. Piotra.
Zawsze to samo mówią, nie ma, no nie ma, zniknął... Nie, nie zniknął! Umierał długo i długo cierpiał. Taki jest efekt braku serca, empatii a przede wszystkim przymusowej kastracji w naszym kraju.
Każdy, każdy dosłownie nieważne może sobie wziąć i zrobić co chce z czującą żywą istotą o ciepłym sercu takim samym jak nasze Jeśli możesz, prosimy o pomoc dla nich!
Fundacja Kocięta Koty z Interwencji
PS Mamy ogrom kociąt pod opieką, wszystkie uratowane. Potrzebna karma Animonda Kitten
i żwirek Benek kukurydziany.
Loading...