Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za wsparcie dla Rambo - wasza pomoc pozwoliła na pokrycie niemal wszystkich kosztów leczenia i opieki.
Rambuś wyzdrowiał, wypiękniał, ale to nie wszystko. Od kilku dni jest już w nowym domu <3
Łapcie pozdrowienia od Rambo, który siedzi na swoim ulubionym dywanku ;)
Nasza fundacyjna skrzynka codziennie zasypywana jest wiadomościami. Ich treść jest różna. Prośby o pomoc i poradę, zapytania o adopcje, pozdrowienia od naszych byłych podopiecznych, faktury i rachunki do zapłaty. Nasi wolontariusze codziennie czytają te wiadomości i starają się na każdą z nich wyczerpująco odpisać.
Pośród setek próśb i zgłoszeń są też i takie, które na długo pozostają w pamięci. Wstrząsające historie i obrazy, które nie pozwalają zasnąć przez długie godziny… Oto jedna z nich:
„Dzień dobry, czy możecie w jakiś sposób pomoc temu kotu? Przychodzi do znajomej mojej siostry, tylko tam je, ponoć nie daje się złapać i jest agresywny, oni nie zabiorą go do lekarza, ja mogę go złapać i zawieźć do lecznicy, ale nie stać mnie na lekarza.” Do wiadomości załączone zostało zdjęcie biało-rudego kota z ogromną, sączącą się raną na szyi. Widok był przerażający.
Wolontariuszka, gdy tylko odczytała wiadomość, skontaktowała się z jego autorką. Obiecała pomoc, bo wiedziała, że dla kota z tak ogromną raną każdy kolejny dzień może decydować o życiu lub śmierci. Wskazała kobiecie lecznice, do której ma przywieźć kota gdy tylko uda się go złapać. Zaproponowała wypożyczenie klatki-pułapki.
Jeszcze tego samego dnia kobieta wspólnie z siostrą i jej znajomą podjęły próbę złapania kota. Niestety kocur nie pojawił się tego wieczoru. Nie pojawiał się także przez dwa kolejne dni. Nasza wolontariuszka nie spała po nocach, bo wciąż myślała, co się stało z kotem… Codziennie pytała o niego. Traciliśmy nadzieję na to, że kot w ogóle jeszcze żyje. W środku nocy na naszą skrzynkę znów przyszła wiadomość.
„Udało się! Jest u mnie w klatce. Kot dał się złapać, kuzynka wzięła go normalnie na ręce... Jest miły, a miał być dziki i nietykalski. Jutro rano przywiozę go do lecznicy”.
Nazajutrz kocur trafił do lecznicy, a na jaw wyszło kilka nowych faktów. Rambo (bo takie imię dostał nasz nowy podopieczny) nie był nowym, niezaznanym w okolicy kotem. Od kilku lat przychodził dość regularnie w miejsce dokarmiana, a z paskudną raną na szyi chodził co najmniej 3 tygodnie. Niestety wtedy nikt nie udzielił mu pomocy. Dopiero kobieta będąca w odwiedzinach u rodziny, widząc kota z sączącą się raną, od razu skontaktowała się z nami.
Lekarze dokładnie zbadali Rambo i oczyścili ranę, a także wykastrowali kocura. Rana okazała się być raną ciętą. Była bardzo zabrudzona i zaropiała. Gdyby Rambo otrzymał pomoc od razu pewnie skończyłoby się na kilku szwach. Teraz niestety rana musi zagoić się przez ziarninowanie, a zatem Rambo czeka dłuższy pobyt w szpitalu. To, że Rambo chodził tyle czasu z otwartą raną, odbiło się też niestety na jego zdrowiu. Kocur ma anemię i stan zapalny. Całe szczęście parametry biochemiczne pozostają w normie, a stan kocura jest stabilny. Jednak lekarze czuwają - bo przy takich ranach, i takim stanie zapalnym trzeba brać pod uwagę wszystko.
A jaki jest Rambo? Mimo groźnego imienia to najukochańszy miziak i przytulak. Dzielnie znosi zabiegi, a są one częste, ponieważ rany nie można opatrzeć, lekarze czyszczą ją więc kilka razy dziennie. W trakcie tych zabiegów Rambo głośno mruczy i ugniata łapkami swój ulubiony kocyk. My głęboko wierzymy, że choć Rambo ma już kilka lat, to także jemu uda się w przyszłości znaleźć kochający dom.
Póki co musimy się jednak skupić na tym co tu i teraz, na leczeniu i rekonwalescencji Rambo, która niestety kosztuje… Dlatego ten kolejny raz prosimy o finansowe wsparcie, bo nasze długi wciąż rosną...
Loading...