Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Trzymany na krowim łańcuchu, w upale z olbrzymim nowotworem głowy. 10-letni Misiek miał pecha. Trzymano go w ogromnym bólu i cierpieniu. Znał świat tylko na wyciągnięcie łańcucha. Do dziś, gdy po niego pojechaliśmy. Uratujmy go wspólnie, zbierając na leczenie.
Wieś pod Siedlcami. Sytuację zgłaszają sami mieszkańcy wsi. – On za kilka dni umrze, on już z tego bólu nie ma siły – słyszymy od osoby, która zna sprawę. Początkowo mieszkańcy wsi myśleli, że głowę „Miśkowi” zjadają muchy. – Ten pies się nie mógł od nich opędzić - dodają. Ale to muchy nie były.
Posesję zamieszkuje kobieta 77 lat, chora na Parkinsona. Wychodzi z domu z trudem. – Przyjechaliśmy do pieska – tłumaczymy. – To dobrze, bo ja nie mam co z nim zrobić – mówi patrolowi interwencyjnemu. Z relacji kobiety wynika, że zwierzę męczy się od roku, sama nie mogła zabrać go do lekarza, na dzieci nie mogła liczyć, bo jak twierdzi „nie lubią zwierząt” i mieszkają daleko.
Oczywiście nic nie tłumaczy zachowania właścicielki, ani wiek, ani jej choroba. Skupiamy się jednak na ratowaniu psa. Ma rozległy nowotwór głowy, naciekający krwią i ropą. Faktycznie proces nowotworowy toczy się od wielu miesięcy.
Misiek jest bardzo łagodnym psem. Trzymany na krowim łańcuchu od wielu lat w ogóle nie był z niego spuszczany. Żył w stodole bez budy.
Od roku cierpi niesamowicie z powodu nowotworu głowy.
Uwalniamy go z łańcucha i zabieramy do lepszego życia. Jedzie do kliniki weterynaryjnej na konsultację chirurgiczną. Przed nami zadanie, które chcemy wykonać razem z Państwem. Aby uratować „Miśka”, musimy pokryć koszty nie tylko samego zabiegu, ale i opieki pooperacyjnej. Nie są to małe koszty. Tylko wspólnymi siłami mamy moc ratującą jego zdrowie i życie.
Loading...