Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Pod Bielskiem Podlaskim trwa właśnie bociania tragedia. Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy zgłoszenie, iż od ponad doby bocian zaplątany jest w drut i nie może się wydostać. I jak to często bywa ludziom, którzy go znaleźli nie udziela nikt pomocy.
Najpierw zadzwonili oni do inspekcji weterynaryjnej, która stwierdziła, iż nie zajmuje się pomocą ptakom. Z PIW-u ludzi odesłano do lekarza weterynarii wolnej praktyki. Ten także odmówił, bo nie zna się na bocianach. Tak więc ptak nadal leżał splątany i bez pomocy. W końcu poradziliśmy zgłaszającym, aby powiadomiono policję. Tak też uczynili i ponownie odbili się od ściany. Dyżurny wyśmiał zgłaszających i odesłał do gminy, która po południu była już nieczynna.
Zadzwoniliśmy do kilku osób z okolic Sokołowa Podlaskiego, Wyszkowa, Broku ale też nie dali rady pojechać pod Bielsk Podlaski. W końcu sami wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy przez pół Polski, aby udzielić pomocy.
Po dojeździe na miejsce zastaliśmy bociana, który był już odwodniony, bardzo słaby. Czas niestety działał na jego niekorzyść. „Moniek”, bo tak dostał od nas na imię - dodatkowo próbował oswobodzić się z drutu i stracił siły. Uratowaliśmy go od pewnej śmierci. Bociek jednak nie chodził. Rozmasowaliśmy mu kończyny, otrzymał wzmacniające witaminy, ale nie wstał o własnych siłach.
Nakarmiliśmy go w naszym azylu, nawodniliśmy tak, jak potrafiliśmy i pojechaliśmy z nim do kilku lekarzy w Warszawie.
Niestety nigdzie również nie chciano udzielić mu pomocy. Nawet w przychodni specjalistycznej dla ptaków. Tam stwierdzono, iż bocian jest pod ochroną i… „nie będą przy nim nic robić”. Dramat!
Tak niestety wygląda ochrona bociana w Polsce. Wszyscy o tym trąbią, ale faktycznie pomocy uzyskać nie można. Wprawdzie proponowano nam kilkukrotnie udać się z nim do ptasiego azylu w Warszawie, ale niestety tam przyjmują tylko ptaki z Warszawy, a my nie chcemy oszukiwać, iż on jest z Warszawy. Chcieliśmy go szybko zdiagnozować, wyleczyć i odwieźć do własnego gniazda, gdzie partnerka wysiaduje jaja i oczekuje pożywienia. Jeśli on w porę tam nie trafi - młode nie wylęgną się, bo drugi z boćków będzie żerował, a nie wysiadywał jaja.
Po wielu godzinach poszukiwań specjalistów dotarliśmy z „Mońkiem” do Przychodni Weterynaryjnej „Safari” w Łodzi. Tam nie odmówiono zwierzęciu pomocy. Natychmiast fachowo zajęto się ptakiem. Nawodniono go i podano leki. Zabiegi wykonano pod znieczuleniem ogólnym. Podano mu tlen. Ratowanie w pełni profesjonalne. Bardzo dziękujemy.
Właśnie odbieramy boćka z szeregiem zaleceń w tym koniecznej rehabilitacji w specjalistycznej placówce, która dalej podejmie się jego leczenia.
Chcemy dla niego jak najlepiej. Do tej pory koszt transportu i leczenia wyniósł nas ok. 700 zł. Dalsza opieka będzie jednak bardzo kosztowna. Codziennie trzeba podawać leki, kroplówki i rehabilitować zwierzę. Wyliczono to na ok. 1300 zł. za następne kilka dni.
Po około tygodniu odwozimy go ponownie do miejsca skąd był zabrany. Wtedy powinien być już zdrowy. Musimy jeszcze doliczyć ok. 300 zł. za transport z Łodzi pod Bielsk Podlaski, gdzie żył.
Rzadko mamy do leczenia z leczeniem ptaka pod ochroną. Chcemy jednak, aby bociek za kilka dni podniósł się i podleciał do gniazda. Pomóżmy mu w tym.
Loading...