Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Przegraliśmy. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się uratować Rossy :(
Dziękujemy osobm, które okazły wsparcie. Dzięki waszej pomocy udało się opłacić część kosztów hospitalizacji kotki.
"Ktoś się długo pochylał nade mną
Cień nie ciążył na krawędziach brwi.
Jakby światło pełne zieleni,
jakby zieleń, lecz bez odcieni,
zieleń niewysłowiona, oparta na kroplach krwi.
To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru,
Które się we mnie osuwa, a pozostaje nade mną,
chociaż przemija opodal - lecz wtedy staje się wiarą i pełnią.
To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru,
taka milcząca wzajemność..." - Karol Wojtyła
"Przystanął Człowiek, przyglądał się... Jego oczy były pełne ciepła - takie jakich nie widziałam chyba jeszcze nigdy. Przykucnął i powoli wyciągnął do mnie rękę. Skuliłam się, ale czułam, że nie chce mi zrobić krzywdy (już dosyć jej zaznałam na ulicy). Jego ręka powoli zbliżyła się do mnie... Poczułam ciepły i delikatny dotyk. Instynktownie wtuliłam główkę w wyciągniętą dłoń. Pozwoliłam się wziąć na ręce. Pomyślałam - po kilku miesiącach tułaczki w końcu pochylił się ktoś nade mną..." - Rossa
Wiersz Karola Wojtyły i opowieść Rossy przedstawiają nam w skrócie zakończenie ulicznej tułaczki kilkumiesięcznego kociątka, wyrzuconego w centrum Rzeszowa. To kocię mieszkało tam od 4 miesiąca życia, przez kolejne 4-5 miesięcy. W centrum, na często uczęszczanej ulicy, a jednak nikt wcześniej nie wyciągnął pomocnej dłoni i nie zwrócił uwagi na czekające codziennie, na skrawki jedzenia, pod śmietnikiem kocię.
Ta historia trochę nie mieści się w głowie, bo Rossa jest ufnym, domowym kotem. Dlaczego nikt jej nie pomógł wcześniej? Musiała czekać tyle miesięcy na tego Człowieka, który w końcu wyciągnął do niej rękę i zabrał do domu. I choć nieszczęścia Rossy nie zakończyły się w tym momencie, to przynajmniej ma pełną miskę, kąt do spania i opiekę człowieka.
Koteczka przyjęta została pod opiekę fundacji na prośbę wolontariuszki, która zabrała ją z ulicy i zapewniła dom tymczasowy.
Kotka już drugiego dnia po zabraniu z ulicy trafiła do lecznicy na badania. Widać było, że jest zaniedbana, ale nie spodziewaliśmy się tego najgorszego - białaczki.
Pozostałe wykonane badania nie odbiegają zbytnio od normy. I choć widać w nich efekty pobytu na ulicy, to źle nie jest. Zleciliśmy dodatkowo wykonanie badania PCR w celu potwierdzenia białaczki. Kotka obecnie nadrabia zaległości w jedzeniu i spaniu oraz przytulaniu się.
Wiemy jedno - ktoś musiał nad nią czuwać. Ktoś pokierował naszą wolontariuszkę w ten rejon, bo miała ją zobaczyć. To właśnie nam było pisane jej pomóc. Bo jeśli faktycznie ma białaczkę, to na ulicy nie miałaby żadnych szans na przeżycie. A gdyby choroba dała o sobie znać, umierałaby długo i w ogromnym cierpieniu. Bo taka jest białaczka...
Co czeka ją w przyszłości? Kolejne badania za kilka dni, żeby sprawdzić, czy organizm się regeneruje. Kolejne odrobaczenie, bo po pierwszym widać było, ile pasożytów mieszkało razem z nią. Szczepienie i kastracja jeśli tylko da się ją wykonać. Jak każdy kot z białaczką kotka musi być pod stałą opieką lekarza. To wygeneruje ogromne koszty. Ale może znajdą się Ludzie, którzy - tak jak nasza wolontariuszka, pochylą się nad jej dolą i pomogą jej żyć...
Loading...