Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Niestety przeżyć udało się tylko jednej kotce. Dzięki dobrej opiece stanęła na łapki i znalazła nowy dom.
Dziękujemy za wsparcie
Dlaczego tu jest tak ciemno i zimno?
Gdzie my jesteśmy?
Nie możemy wydrapać się z tego pudła… Gdzie jest mama?
Mamo! Mamo! Gdzie jesteś?!
Jesteśmy głodne, jest nam zimno, mamo przytul nas!!
Mamo! Mamo! Mamo! Gdzie jesteś?! Nie zostawiaj nas… Nie chcemy umierać!
Mamo! Mamo… Mamo… Miau… Miauuuuu…
Czy tak właśnie czuły się maleńkie, bezradne kocięta, porzucone w wielkim pudle, w środku lasu? Jak bardzo tęskniły za mamą? Jak ogromny dramat przeżywały te żywe i czujące istotki? Nie wiemy, nikt z nas po ludzku nie potrafi sobie nawet tego wyobrazić… Znamy jedynie kilka faktów.
Było wrześniowe popołudnie. Mieszkający tuż pod lasem ludzie usłyszeli dochodzący z lasu dziwny dźwięk, brzmiał niczym koci płacz. Ruszyli w leśną gęstwinę, nawołując, przeszukując różne leśne zakamarki, ale mimo iż wciąż słyszeli płacz, nie udało im się go zlokalizować. Zapadł zmrok. Poszukiwania zostały przerwane, ale płacz nie ucichł. Płacz słychać było całą noc, aż do kolejnego dnia. Ten dźwięk nie dawał ludziom spokoju. Po świcie znów wybrali się do lasu – znów bezskutecznie. Dopiero po dwóch dniach intensywnych poszukiwań ludzie w końcu znaleźli, skąd pochodziło to rozpaczliwe wołanie o pomoc.
W wysokim tekturowym pudle, na starej szmacie, płakały dwa maleńkie, wtulone w siebie kociątka. Nieporadne, niesamodzielne, około 3-tygodniowe maleństwa. Znad pudła unosił się zapach nadpsutej ryby. Tak maleństwa zostały wyrzucone a na drogę dostały puszkę sardynek. Biedne i głodne próbowały je jeść, bo nie miały nawet szans na wydostanie się z wysokiego pudła. Były głodne, niemal zimne i całe oblepione olejem z ryby w puszce. Ile dni i chłodnych wrześniowych nocy tak naprawdę spędziły w pudle, czekając na pomoc, tego nikt nie wiedział. Ludzie natychmiast zabrali kociaki do domu i zaczęli szukać dla nich fachowej pomocy.
To był jeden z tych fundacyjnych telefonów, przy którym z oczu wolontariuszki popłynęły łzy. Skazane na sieroctwo, spragnione matczynej miłości, dla kogoś były warte tyle, co puszka sardynek. Co do tego, że była to zbrodnia z premedytacją, nikt nie miał wątpliwości. Wolontariuszka poprosiła ludzi, aby jak najszybciej przywieźli kocięta do dyżurowej lecznicy. Kilkadziesiąt minut później dwie, jak się okazało kociczki, były już w fachowych rękach naszych zaprzyjaźnionych weterynarzy. W cieplutkim, przygotowanym specjalnie na ich przyjazd inkubatorze...
Sardynka i Makrelka, takie imiona dostały nasze bohaterki. Były tak głodne, że chciały zjeść pokarm razem ze strzykawką. Zostały umyte, nakarmione i umieszczone w inkubatorze, który stopniowy przywrócił im prawidłową temperaturę ciała. Czy leśna przygoda odbije się na ich zdrowiu? Na dzień dzisiejszy nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Przez najbliższe tygodnie pozostaną w lecznicy, gdzie dniem i nocą będą miały fachową opiekę, bo to dla takich niesamodzielnych malców jedyna szansa na życie.
Niestety, by dać Sardynce i Makrelce szansę na życie, musimy się liczyć z ogromnymi kosztami. Każda doba w lecznicy, każdy lek i preparat to duży wydatek. Lecz choć dla kogoś, one dwie były warte tyle, co puszka sardynek, dla nas ich życie jest bezcenne i będziemy o nie walczyć. I ten kolejny raz ogromnie prosimy i ogromnie liczymy na waszą pomoc.
Loading...