Zawiódł człowiek, a śmierć kolejny raz zebrała żniwo

Historia Esme to przykład niekontrolowanego rozmnażania i jego ciężkich konsekwencji. Trudno nam pisać o takich sprawach spokojnie, bo na samą myśl, cisną nam się niecenzuralne słowa. Esme została nam zgłoszona przez ludzi, którym koci los nie jest obojętny.

Koteczka pojawiła się na działkach. Nagle. Jakby znikąd.

Nie czuła lęku, tuliła się do wszystkich. Nie była kotką zdziczałą. Karmiciele zauważyli, że koteczka mimo swojego młodego wyglądu jest... karmiąca.

Tak Kochani. To zapewne była jej  pierwsza ciąża. Niestety maluchów NIGDZIE nie było. Przeszukali działki wszerz i wzdłuż. Bezskutecznie. Zauważyli jednak, że coś niepokojącego dzieje się z Esme i kotka bardzo cierpi. Po oględzinach koteczki okazało się, że ma ropiejącą ranę w okolicy gruczołów mlekowych. Skontaktowali się z nami. Rzeczywiście rana jest duża, sączy się z niej krew i ropa. 

Zabraliśmy ją do szpitala. 

Od diagnozy zrobiło nam się czarno przed oczami. Uwaga! Koteczka mimo swojego młodego wieku ma już zaawansowane guzy listwy mlecznej, które popękały! Konieczna jest operacja ich usunięcia, czyli mastektomia.

Los kociąt jest nieznany. Kotka w tym stanie nie mogła wykarmić swoich dzieci. Podejrzewamy, że kocięta musiały zginąć wcześniej i stąd rozwinęły się u Esme te okropne guzy. Co się stało z maluchami? Scenariusze mogą być różne: rozszarpanie przez dzikie zwierzęta, wychłodzenie... Tego niestety już się nie dowiemy. Tutaj dramat goni dramat. 

Kochani! Historia Esme pokazuje, jak ważna jest kastracja. Pomyślcie, ile cierpienia można było uniknąć gdyby Esme w porę została wykastrowana. Czasu niestety nie cofniemy. Teraz za to musimy zawalczyć o Esme i jej życie. Obecne i przyszłe. Błagamy Was o pomoc. Zabieg mastektomii, kastracja, leki i szpital to koszt ok. 1200 zł.

Możemy na Was liczyć?