Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
28 lipca w godzinach popołudniowych przez uchyloną bramę podwórka na Śmiłowie ( gmina Jastrząb) wpada piesek i wdaje się w ostrą bójkę z dwoma rezydentami, dużo większymi od siebie. Właścicielka psów wybiega i rozdziela walczących, ale mały pies leży poraniony i nie ma siły wstać.
Wzywa więc policję, która rzecz jasna nie przyjeżdża. Dzwoni do gminy. Po kilkunastu natarczywych telefonach przyjeżdża na miejsce i gmina i policja. Piesek nie daje się dotknąć, zapewne z bólu i szoku. Wszyscy wiedzą czyj to piesek, bo jest bardzo charakterystyczny, ma jedno oko niebieskie a drugie brązowe. Od dłuższego czasu zamieszkuje podwórko dwa domy dalej i, jak wiele tutejszych psów – biega niepilnowany po drodze szybkiego ruchu, albo za rowerem właściciela pędzi środkiem asfaltu kusząc nieszczęście.
Właściciele jednak twierdzą, że to nie jest ich pies, lecz bezdomny, więc też się nie kwapią z pomocą, chociaż z pewnością tylko oni byliby w stanie psa wynieść i zabrać do lekarza. No, ale musieliby zapłacić za wizytę, wolą więc patrzeć, jak leży i krwawi. Przyjeżdża natomiast wezwana przez policję nasza pani doktor Magda i zabiera psa do gabinetu na zlecenie gminy. Pies jest w fatalnym stanie, nie staje na przednią łapę, dodatkowo cierpi na ostry stan zapalny uszu, jest dotkliwie pogryziony. Dostaje pierwszą pomoc, antybiotyk, środki przeciwbólowe i PILNE skierowanie na rtg celem zbadania stanu łapy. Panie urzędniczki chcąc uniknąć wysłania psa do schroniska za 2200 złotych nerwowo ogłaszają dopłatę 300 zł do ewentualnej adopcji po powrocie pacjenta z gabinetu. I cóż się okazuje?
Za ową dopłatą domniemani właściciele godzą się psa przygarnąć! Biznes życia, własny pies wyleczony przez gminę wraca z trzema stówkami w kieszeni! Ale wdzięczności niech się nie spodziewa. Zamykają go w ciemnej komórce i zostawiają samemu sobie. Płacz, skomlenie i psia udręka przykuwają uwagę sąsiadów, dostaję zgłoszenie o znęcaniu. Rzecz jasna u żadnego weterynarza nie był, leków nie dostaje. Minęło 10 dni od wypadku. Powyżej miejsce, gdzie był uwięziony.
W gminie urzędniczka robi wielkie oczy, że adopcji dokonała właścicielka. Proszę o pozwolenie na zabranie psa i kontynuację leczenia. Odbieramy psa w stanie opłakanym. Przestraszony, ogłupiały z bólu, głodny, zrezygnowany. W klinice w Radomiu diagnoza jest druzgocąca. Łapę trzeba amputować. Gdyby ktoś z nim przyjechał dzień po wypadku – staw wskoczyłby na miejsce, teraz jest za późno – nawet po operacyjnym złożeniu staw będzie puszczał każdorazowo powodując bolesne zwichnięcie. Po rozlicznych konsultacjach werdykt jest jednogłośny - pies, żeby przestał cierpieć- musi stracić nogę.
Co napisać, żeby wyrazić żal, oburzenie, potępienie, niedowierzanie, że można być tak nieczułym, ciemnym, skąpym, wyrachowanym, odpornym na płacz? W ilu domach cierpią zwierzęta? Ile psów po wypadkach samotnie zmaga się z bólem i uszkodzonymi kończynami? „Psy kulawe stroją drogi” – ten cytat z piosenki Demarczyk jest wciąż aktualny. Dopiero co odebraliśmy WOJACZKA z połamaną miednicą, nikt mu nie pomógł. Nawet na uśpienie ludzie żałują pieniędzy. W tym kontekście SENT może sobie pogratulować szczęścia. Tylko my sobie nie możemy pogratulować ojczyzny.
Pomóżcie nam opłacić zabiegi i pobyt SENTA w hoteliku. Konto jest puste.
Loading...