Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Czas się zatrzymał... Nerki przestały oracować. Siwek dołączył do swojego pana... Odszedł kochany i tulony do samego końca.
Kiedy wali ci się świat, twój ukochany opiekun, który obiecał być z tobą do końca twoich dni umiera a ty zostajesz sam... Schorowany i samotny.
Ale walczysz, chcesz żyć! Taki scenariusz na życie los zafundował Siwkowi. Kiedy trafił pod naszą opiekę liczyliśmy na łut szczęścia. Niestety... Pierwsze słowa, jakie usłyszeliśmy z lecznicy, do której pojechał Siwek na kontrolne badania brzmiały: on praktycznie nie ma nerek w USG, wątroba zła, trzustka zła (możliwe, że chłoniak), drogi żółciowe zapalne, jelita pogrubione, zęby do ekstrakcji, stawy w tragicznym stanie, problemy z zachowaniem równowagi, brak masy mięśniowej.
Pierwsza reakcja to szok - przecież ten kot miał dom. To nie jest kot z ulicy. Ale przez chorobę właściciela, widać brakło już czasu na zajęcie się kotem. Eutanazja? Tak, to była jedna z opcji branych pod uwagę. Czekaliśmy na wyniki z krwi a w międzyczasie Siwek trafił na kroplówki.
Kiedy otrzymaliśmy wyniki byliśmy w szoku. Parametry nerkowe podniesione, lekka anemia, ale reszta ok. Więc decyzja mogła być tylko jedna - walczymy!
„Pamiętam kiedy dowiedziałam się o nim pierwszy raz. Jedna z wolontariuszek opowiedziała jego historię na naszym wolontariackim czacie. Ta historia złamała moje serce. „Umrzeć – tego nie robi się kotu”, jak pisała nasza polska poetka Wisława Szymborska. Cóż w tym wszystkim winien był ten starszy, schorowany kot? Nic, przecież to nie jego wina. Nie miałam miejsca w domu tymczasowym, ale to miejsce znalazło się u innej naszej wolontariuszki. Pozostał jeden problem – transport, bo kocurek przebywał niemal 200 km od nas. Tu mogłam pomóc; nim padło pytanie, czy ktoś da radę po niego pojechać, ja już się zaoferowałam – choć tyle mogłam dla niego zrobić. W umówionym dniu ruszyłam w drogę i po około 2 godzinach dotarłam na miejsce. Tam zobaczyłam go pierwszy raz.
Na mój widok wystraszył się, syknął ostrzegawczo. Chwilę później wpatrywał się wielkimi oczami to we mnie, to w osoby, które pakowały jego wyprawkę i przekazywały mi wszystkie niezbędne informacje o nim. W tych oczach widać było ogromny smutek i tęsknotę… Wyszliśmy. Kot w dużym transporterze i jego „dobytek” spakowany do jednej reklamówki – ulubiona karma, ukochany kocyk i zabawka, dokumentacja medyczna. Ruszyliśmy w drogę. Z początku Siwek troszkę się kręcił, trochę się bał tego wszystkiego, co się dzieje, ale po kilkudziesięciu kilometrach ułożył się wygodnie i zasnął. Obudził się, gdy byliśmy już prawie na miejscu. Przekręcił się w moją stronę i bacznie mnie obserwował, każdy mój ruch. Ale jego wzrok, choć wciąż smutny, był już bardziej spokojny. Jakby już wiedział, już zaczynał rozumieć, że wiozę go w bezpieczne miejsce, gdzie ktoś obdarzy go miłością, której tak bardzo potrzebuje…”
Siwek - kocurek w typie MCO, urodzony w 2011 roku. Starość przyszło mu spędzić z daleka od domu, który znał i kochał.
Jest bardzo chory, ale jednocześnie bardzo pogodny i proludzki. Cieszy się każdym dniem, który podaruje mu los. Kiedy pierwszy raz został posadzony na parapecie, patrzył na otaczają go rzeczywistość kilka godzin. Jakby już zapomniał jak wyglądają drzewa, niebo i wszystko, co go otacza.
Siwek bardzo potrzebuje specjalistycznej karmy na niewydolność nerek, leków i suplementów na stawy i odbudowę masy mięśniowej.
Wiemy, że uzdrowić się go nie da. Ale możemy dać mu czas i choć trochę odbudować jego koci świat. Mamy nadzieję, że nam w tym pomożecie.
Loading...