Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Cześć,
Jestem konikiem polskim i opowiem Ci moją historię. Nazywam się Kofeina, co prawda dopiero od jakichś dwóch lat, bo wcześniej nie miałam imienia. Mam prawie 33 lata, wszyscy się dziwią, że tyle dożyłam. Urodziłam się w miejscu, które nazywano stadniną państwową, zrobili mi numerki na bokach i tak na mnie wołali. 452. Mi to nie przeszkadzało bo na początku było całkiem fajnie. Koledzy i koleżanki, dużo sianka i zabawa cały dzień. Urodziłam jednego źrebaka, ale uznali, że nie jest zbyt ładny więc wysłali mnie do nowego domu. Miałam znowu zostać mamą. I zostałam… wiele razy, w wielu różnych domach. W międzyczasie zgubił się mój dokument i wtedy już nikt nie wiedział jak się nazywam. Musiałam tylko ciągle mieć dzieci, z którymi potem się rozstawałam. Było mi bardzo ciężko, nie miałam przyjaciół. Tylko pojawiali się ludzie, którzy czasem na mnie jeździli. Byli ciężcy, moje ciało nie było już takie silne jak za młodu. Ale starałam się bardzo, myślałam, że jak będę dobrym koniem to szczęście w końcu się do mnie uśmiechnie, ktoś to doceni i w końcu zostanie moim przyjacielem.
Kiedy byłam już bardzo stara kupili mnie pewni panowie. Cieszyli się, bo byłam tania, ale ja się wcale nie dziwię, bo wszystkie kości mi wystawały, poruszałam się wolno i ostrożnie, kopyt to od dawna mi nikt nie strugał i już powoli odechciewało mi się żyć.
Krótko po przyjeździe jeden z panów postanowił na mnie pojeździć. Wskoczył na moje wygięte od wielu ciąż plecy i kazał mi biegać. Było mi ciężko, ale byłam posłuszna, jak całe życie. Potem wsiadło mnie dziecko i dalej biegałam. Byłam głodna, już od paru lat, w tym domu jedzenia nie było za wiele, ale ludzie byli życzliwi. Klepali mnie i przychodzili z wodą kiedy stałam uwiązana w stajni. Za jakiś czas przyczepili do mnie coś z tyłu i powiedzieli że będziemy orać pole. To już było za dużo dla mojego chudego ciałka i nie dałam rady. Nie byłam w stanie iść do przodu. Usłyszałam, że muszę być sprzedana jak najszybciej. I kilka dni później przyjechali kolejni ludzie. Nie chcieli na mnie wsiadać, nie chcieli żebym biegała. Tylko mnie stamtąd zabrali.
I tak zamieszkałam w Heartlandzie. Dostawałam coraz więcej jedzenia, przycięto mi kopyta. Ludzie mnie masowali, chodzili na spacery, biegali ze mną, przytulali. Mówili mi że jestem wspaniała. I w końcu dostałam imię!
Poznałam też Franka, który ma depresję i od tego czasu jesteśmy już prawie zawsze razem. Razem jemy sianko, trawokulki, wysłodki i mnóstwo innych pyszności. Razem chodzimy na trawkę i mam w końcu przyjaciół.
Wokół jest dużo koni, chorych, smutnych, ale wszyscy mamy nadzieję. Ludzie, którzy się nami zajmują są kochani, ale też się martwią. Chyba o to, że nie będą mieli pieniędzy na nasze jedzenie. Wtedy podchodzimy do nich i staramy się ich wesprzeć, tak jak oni wspierali nas kiedy przyjechaliśmy do Heartlandu. Wierzę w nich, bo nie przeżyłabym już wyjazdu do nowego domu.
Kofeina, numer 452.
Takich koni jak Kofka jest u nas wiele. Jedne się boją, inne mają przeróżne choroby takie jak astma, wrzody, ochwat, uszkodzenia mechaniczne. Jednak łączy ich jedno. Były niechciane. Sprzedane, oddane, porzucone. Bez nadziei i radości życia.
Staramy się podarować im wszystko co najlepsze. I mimo, że często brodzimy w błocie albo dźwigamy baloty z sianem, siedzimy w stajni od rana do wieczora w zimnie, i w deszczu to kochamy swoją pracę. Kochamy ją, bo to najpiękniejsze co można w życiu robić - pomagać Istotom, które same nie mogą się obronić.
Do tego jednak potrzebujemy Ciebie - kogoś kto wpłaci nam symboliczną złotówkę i wesprze naszych podopiecznych.
Celem tej skarbonki jest opłacenie siana do końca lutego.
Dziękujemy, że dzięki Tobie możemy pomagać,
Ewa i Adrianna wraz ze sztabem wolontariuszy.