Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani,
Dziękujemy! Uratowaliśmy trzy życia. Trzy razy zwyciężyliśmy nad śmiercią. Ogier potrzebuje skomplikowanej operacji, natomiast kobyłka korekty kopyt i zajęcia się jej opojami. Z staruszką jest lepiej- wreszcie zyskała zasłużoną opiekę.
Jeszcze raz dzięujemy za każdą pomoc!
Skaryszew. Miejsce znane w całej Europie, miejsce tradycji, hucznie obchodzonych targów końskich, gdzie przez jedną noc miasto zamienia się w przeróżną rodną mozaikę barw i odgłosów… Skaryszew. Miasto spotkania się największych przeciwności, pomieszanych ze sobą, dających abstrakcyjny obraz prawdziwej rzeczywistości…
Ciasno uwiązane, przerażone lub zezłoszczone. Ze skulonymi uszami próbujące ugryźć, wyrwać łeb, gdy ktoś znienacka łapie brudną rękawicą i na siłę otwiera pysk… kopiące się nawzajem, bo przecież pierwszy raz widzące się i czujące swój podzielny, z każdą godziną, z każdym szarpnięciem wzrastający strach…
Jedne, drżące z przerażenia z szeroko otwartymi oczyma, całe przemoczone swoim własnym potem… Obserwują tłum ludzi - małe dzieci z uśmiechniętymi twarzami, ponurych handlarzy, młodych mężczyzn, zakochanych ludzi, nietrzeźwych sprzedawców, dumnych hodowców. Strzygą swymi różnej wielkości uszami, jednak dalej nic nie rozumieją… O czym oni wszyscy rozmawiają?
„Rżę… rżę ze smutkiem, rozżaleniem, strachem. Swymi wystraszonymi i czerwonymi oczami, przez chwilę zaczynam wypatrywać swojej mamy. Ta panika pozbawia mnie rozsądku - przecież mojej mamy już dawno nie ma. Gdy byłem jeszcze mniejszy, niż jestem teraz, załadowano ją do ciężarówki - obydwoje pragnęliśmy zostać razem. Jednak mimo naszych rozdzierających się serc, ciężarówka nieuchronnie oddalała się od mojej stajni… Ta lina, którą przywiązano mnie teraz w przyczepie, jest tak krótka, że nie mogę obejrzeć się za siebie. Tak samo jak wtedy, gdy ostatni raz byłem ze swoją matką. Spróbuję się uratować, nie poddam się tak jak wtedy. Szarpię z całych sił, jednak czuję, że nic tym nie osiągnę… Jedynie ogromny ból, który sprawia zakleszczająca się na mojej głowie lina… Nie chcę tu być… Pragnę się stąd wydostać… Złapać jeszcze kilka świeżych oddechów…”
Pięknie wyczesane ogony, przerywane grzywy, machające tuż obok całych pozaklejanych gnojem i wytartych ogonów zachudzonych koni… Jedne konie dumnie prezentujące się w porządnych, ozdobnych skórzanych kantarach, inne mające na swej głowie kantary, które rosły przez całe życie razem z ich ciałem…
Świst bata, lądującego na mokrym zadzie, kłótnie i nerwy, przeplatające się pomiędzy rozmowami ludzi o wyborze odpowiedniego konia. Konia do hodowli, dobrej klaczy na matkę, ogiera na źrebaka, konia do jazdy…
Skaryszew. Miasto, które dla jednych jest wstępem do piekła, dla innych końcem życia, dla pozostałych pokazem swojego majestatu i odnalezieniem nowego życia… Tradycją trwającą od wieków, co roku postrzeganą jako coraz bardziej kontrowersyjną… Bite, zagłodzone, schorowane, zużyte, stare, młode z przesądzonym losem - to część koni na targu, o których życie walczymy. To właśnie na nich się skupiamy… To ich historię pragniemy zmienić…
„Przechodzisz koło mnie kilka razy. Raz przejdziesz obojętnie, a raz dostrzeżesz mnie w tłumie innych koni… Jestem zlany potem, serce bije mi tak mocno, jakby chciało uwolnić się z mojej trzęsącej się piersi. Do tej chwili widziałem tylko drzwi mojej stodoły. To zamieszanie mnie przeraża tak bardzo, że już nie raz próbowałem stąd uciec, jednak im mocniej się szarpię, tym mocniejsze baty dostaję… Sznur oplatający moją głowę uciska ją niemiłosiernie, aż muszę odpuścić. Znów zamknąć mój strach w środku, nerwowo zgrzytając zębami i grzebiąc nogą. Rozglądam się po moich końskich przyjaciołach… Ukradkiem nasze spojrzenia się spotykają - jedyne co w nich widzimy, to strach. Potężny strach, u niektórych przeplatający się z cierpieniem… Obawa znów rośnie, ciało znów szykuje się do obrony… Wtedy łapię kontakt wzrokowy z jeszcze innym koniem, który patrząc na mnie dumnie i bez obaw, uspokaja trochę moje bijące się w głowie myśli. Stojąc tu godzinami, wciąż myślę nad tym, co ze mną będzie. Czy trafię na rzeź? Czy moim ostatnim wspomnieniem będzie stresująca podróż na trapie rzeźnickiej ciężarówki? Nie umiem płakać, jednak żal gromadzi się we mnie coraz gęściej… Cichutko rżę, sam nie wiem do kogo, jednak wiem, co moim rżeniem chcę przekazać: prośbę o litość.
Wiem, że nie jestem piękny. Wiem, że nie jestem zdrowy. Jednak wiem również, że nie chcę odchodzić… Nie w takim strachu, nie w takim cierpieniu, nie dziś, gdy zaledwie mam trzy lata… Wiem, że chcę od Ciebie dużo, jednak całym sobą proszę - podaruj mi życie, którego nigdy tak naprawdę nie miałem”.
Kilkaset koni 2 i 3 marca będzie potrzebowało pilnej pomocy, w uzyskaniu prawa do dalszego życia, którego tak bardzo pragną… Nie będziemy krzyczeć, głosić swoich prawd - po prostu skupimy się na tych, którzy umierają po cichu, nie mogąc nawet o swój ratunek poprosić… Skaryszew - nie będziemy mówić ogólnie o całym targu, bo zdań o nim jest tyle, ilu jest ludzi. Każdy z nas ma prawo do własnej oceny, jednak obiektywna prawda, taka nieprzesadzona w żadną ze stron, jest tylko jedna… Każde życie jest przypadkiem indywidualnym i równie ważnym. Niech ten rok będzie rokiem, w którym razem ocalimy zagrożonych i przesądzonych żyć jak najwięcej. Kochani, życie tych schorowanych, zaniedbanych, starych, młodych lub niesfornych koni jest tylko w waszych rękach - inne konie zwrócą na siebie uwagę właściwych osób, jednak te nigdy nikogo nie zainteresują… Jedynie handlarza, który przesączony będzie zapachem rzeźni… Handlarza, który szukając swych ofiar, w oczach społeczeństwa staje się jedynym kupującym w Skaryszewie…
Razem wykupmy jak najwięcej koni, które potrzebują rzeczywistej pomocy. Uniknijmy ich cierpienia - razem wielką mamy moc i w tym roku pokażemy ją im w Skaryszewie. W tych dniach zjednajmy się wszyscy - nie jedziemy na targ się dzielić, tylko stać się jednością, siłą, która na dobre oddzieli życie niewinnych istot od okrutnej śmierci…
„Nie jestem człowiekiem i nie potrafię się z tobą zrozumieć mową - jednak z całych sił próbuję Ci moją największą prośbę przekazać zachowaniem i tym, co przepełnia moje spojrzenie. Spojrzenie starszego konia, który z opojami i żebrami na wierzchu, jako źrebak oddzielony od matki, tylko z dzisiejszych opowieści wiedzący, że istnieje coś takiego jak łąka z soczystą trawą, niby taki raj, tylko że dla koni. Proszę z całego swojego schorowanego serduszka, które tak mocno pragnie żyć, choć chyba przez dzisiejsze godziny mojego stresu, z mocno zakłóconym rytmem - uratuj mnie. Będę Ci na zawsze wdzięczny”