Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Moi drodzy, przepraszam Was za tak późną aktualizację, ale już jest!
Lukrecja przebywa u mnie od kilku dni, a dziś, kiedy słoneczko wyszło i grzeje pełną parą zrobiłyśmy wspólną sesję. Jest to bardzo przemiła klacz, lecz jeszcze wystraszona całą sytuacją. Staram się jak mogę, by ukoić jej nerwy i przekonać do siebie bardziej. Jest bardzo zainteresowana otoczeniem, ale jednak wciąż trzyma dystans. Z czasem z pewnością nam zaufa.
Wam z całego serca dziękuję za pomoc, za wsparcie, za to, że jesteście i codziennie śledzicie wszystko co się dzieje. Jest tego naprawdę dużo i a czasem najzwyczajniej brakuje tych sił. Ale kiedy przychodzi koniec dnia i widzę ile szczęścia udało się ofiarować tym wszystkim zwierzakom, to utwierdzam się w przekonaniu, że warto walczyć do samego końca. Nawet jeśli wciąż pod nogi lecą kłody...
Bardzo dziękuję za wsparcie dla Lukrecji, przed nią długie i spokojne życie.
Kiedy patrzę w jej zbłąkane oczy, sama się boję, bo wiem jak bardzo rozumie to biedne zwierze swoją sytuację.
Wydaje się niektórym, że konie nie przeczuwają zbliżającej się tragedii, to nieprawda, one dobrze wiedzą, gdzie są, co tu się dzieje i jak wiele z nich, tutaj to wspomnienie. Wiedzą, że moment, kiedy pakują jedno po drugim po trapie ciężarówki, to ich ostatnie chwile życia. Często ze strachu potrafią załatwić się na przyczepce, a z ich oczu płyną łzy, ale wtedy jest już za późno.
To ten moment, kiedy pojechał kolejny transport, minęliśmy się na trasie, widziałam je, widziałam jak bardzo się boją i jak bardzo nie chcą umierać. Ale nie ma już ratunku, tutaj człowiek wygrał, niestety.
Na podwórzu handlarza, uwiązana pomiędzy maszynami rolniczymi stała Lukrecja. Była bardzo przerażona. Kiedy podeszłam, bym mogła się jej przyjrzeć i choć trochę uspokoić, spłoszyła się. Choć nie należy już do najmłodszych koni, strach sprawia, że jest w niej ogromna siła. Zobaczcie sami...
Kochani, historii Lukrecji nie znam, ale domyślam się, że tutaj wszystko przesądził jej wiek, jest emerytką, nie nada się już do niczego. Nie pomoże w gospodarstwie, nie zarobi na siebie pod siodłem, a przecież takiego konia nikt za darmo utrzymywać nie ma zamiaru. To oczywiste, choć bardzo smutne, że nie pozwala się im „po prostu być”. Handlarz mówił, że to tylko kolejny trup, że nie ma nad czym płakać, ani czym się przejmować. Znieczulica w tych ludziach jest ogromna, przyzwyczajeni do zabijania, niszczą życia tych pięknych stworzeń.
Jak wiecie udało nam się podarować życie niejednemu emerytowi, który dziś szczęśliwy cieszy się życiem, a nie wisi na haku rzeźnika. Dzięki Wam dziesiątki koni zostało ocalonych i ma swój szczęśliwy dom lub zapewnione bezpieczne życie pod moją opieką. Każdy z nich miał wyrok i dziś mógł już nie żyć. Dzięki Wam są one bezpieczne, dlatego dziś przychodzę do Was z prośbą o pomoc dla Lukrecji. Jej też świat nie przygotował nic innego niż okrutna śmierć z ręki rzeźnika, być może miała wcześniej dom, ale czy był on dobry? Kto skazałby swojego przyjaciela na śmierć?
Życie Lukrecji to koszt 7900 zł. Do tego dojdzie koszt transportu, handlarz zgodził się na rozliczenie w zaliczce płatnej do czwartku i jednej racie. Muszę do tego dnia zapłacić co najmniej 2500 zł. To pozwoli odroczyć termin na kolejne kilka dni, ale niestety nie wiem na jak długo, wszystko będzie zależeć od kaprysu tego człowieka.
Drodzy Państwo, bardzo proszę dziś o pomoc dla tej biednej klaczy. Ona umrze bez naszej pomocy, a jak dobrze wiecie, tutaj konie nie mają żadnych szans na ratunek. Lukrecja nie musi umierać, jeśli tylko znajdzie się odpowiednia ilość ludzi, która zechce podarować jej godną emeryturę.
Chętnie odpowiem na pytania:
Adopcje - 666 220 540
Ogólne - 570 666 540
fundacja@konikimoniki.org.pl
Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Loading...