Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Wyobraźcie sobie taką sytuację, w której budzicie się w środku nocy i wasz ukochany zwierzak, który śpi obok was na łóżku, zaczyna się dusić.
Wsiadacie do samochodu bez zastanowienia, pędzicie w środku nocy, w deszczu, z tragiczną widocznością - kilkadziesiąt kilometrów do najbliższego weterynarza, który jest was w stanie przyjąć. Jesteście już blisko, nawigacja pokazuje, że za 10 minut będziecie na miejscu. Spoglądacie na swojego pupila obok i uświadamiacie sobie, że właśnie odszedł.
Dziesięć minut. Tyle wam brakowało, żeby go uratować.
Sześćset sekund. Tyle brakowało, żeby mógł spędzić z wami kolejnych kilka szczęśliwych lat życia, tysiące wspólnych spacerów, miliony przytuleń.
Wszystko przepadło w 10 minut. To nie jest wymyślona historia, to prawdziwe wydarzenie z fundacji. Nie możemy pozwolić, żeby więcej zwierząt odeszło przez ten brak kilku minut.
Runa to ponad setka zwierząt, takie sytuacje, w których istnieje zagrożenie życia jest codziennością. Nie możemy siedzieć bezczynnie, musimy stworzyć nasz mały, fundacyjny szpitalik. W domu runy nie ma na to miejsca, naszym pomysłem jest zakup dwóch kontenerów/domków holenderskich, gdzie mogłaby być udzielona im pierwsza pomoc. Pierwsza pomoc, która może uratować życie.
Musimy wydzielić osobne pomieszczenie na izolatkę - choroby zakaźne oraz pomieszczenie na kwaratannę.
Pilnie potrzebujemy inkubatora (koszt 5050 zł). Konieczna jest też lampa przepływowa, która byłaby wirusobójcza i bakteriobójcza (koszt około 2000 zł) oraz pompa infuzyjna (koszt około 3000 zł). To podstawowe sprzęty, ale niezbędne, to one mogłyby ratować życie naszych podopiecznych. Do tego dochodzą koszty podstawowych leków, opatrunków, akcesoriów typu igły itp. Bardzo ważny jest czas. Przy szpitaliku znalazłoby się również miejsce dla osoby, która pomagałaby Sylwii w obowiązkach fundacyjnych, zwłaszcza doglądaniu zwierząt, kontrolowaniu tych, które są pod kroplówkami, w inkubatorze itd. Pomoc jest nam bardzo potrzebna, jednak teraz ze względu na brak miejsca, nie mamy możliwości przyjęcia nikogo na stałe do siedziby. Czy możemy liczyć na Waszą pomoc?
To właśnie w Runie wiele zwierząt dostało pomoc, odpowiednią opiekę i leczenie. Nadal walczymy o wiele chorych istnień, ale wiele też już uratowaliśmy. Nie możemy zapomnieć historii Freddiego, który trafił do nas z pożaru, był niemal cały w bolesnych ranach, spalony. W Runie dostał nowe życie, był u nas przeszczęśliwy. Kolejny Kokos, głuchy, porzucony kociak, z okropną biegunką, później ze śmiertelną chorobą, aż do energicznego, zdrowego kocura, jakim jest teraz. Kare, psi szczeniak kaleka, po operacjach stawów może nadal cieszyć się szczenięcymi latami. To tylko niektóre z naszych zwierzęcych podopiecznych, które dostały nowe życie w Runie, które zostały wyleczone. To na takie obrazy chcemy patrzeć, że warto walczyć i warto dawać nowe, zdrowe życie!
Freddie w trakcie leczenia
Freddie po leczeniu, całkowicie zdrowy, jedyne co zostało po bolesnym wspomnieniu to małe blizny w okolicach oczu.
Kokos w trakcie leczenia, okropnie schudł i na jego ciele pojawiały się ropiejące strupy, tak jak na nosie.
Kokos obecnie! Śmiga, wariuje i cieszy się zdrowym życiem!
---------------------------------------------------------------------------------------------
Zbiórką chcemy upamiętnić życia tych zwierząt, które od nas odeszły... Tytus, Luna, Hana - te zwierzaki możecie zobaczyć na zdjęciach, już ich niestety z nami nie ma...
Loading...