Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani💙💙💙
Z całego serca razem z Mikim💕dziękujemy Wam za ogromną pomoc w jego leczeniu. Dziękujemy Wam, że kolejny raz wspólnie ocaliliśmy życie niewinnego zwierzęcia, naszego mniejszego brata🐈- to cudowna wieść przed Świętami🎁!
Na ten moment życie Mikusia nie jest zagrożone. Kocurek przybrał na wadze, czuje się dobrze- wręcz nie może usiedzieć w miejscu, wciąż po wszystkim skacze i wszystkich zaczepia… jednym słowem, daje nam mnóstwo powodów do śmiechu i ćwiczenia cierpliwości😉
Miki nie jest jeszcze do końca zdrowy, niestety po tak poważnym spadku odporności, przeziębił się- jeszcze kilka dni musi być na antybiotyku, jednak lada moment, będzie on w pełni zdrowym kocurem, który już teraz, szuka przyszłego opiekuna- Miki jest do adopcji realnej, bo wychodzimy z założenia, że przecież każde zwierzę, pragnie mieć swojego człowieka i własny domek. Myślę, że zwierzęta przy dobrych ludziach, którzy otaczają je miłością- są po prostu najszczęśliwsze🥰.
Miki dziękuje za podarowane życie i pomoc w walce z chorobą. Patrząc swoimi ogromnymi ślepiami wprost w aparat, pragnie również podkreślić, że umie załatwiać się do kuwety, lubi głaskanie i nie ma problemu z innymi kotami… także jest bezproblemowym, energicznym i przekichanym chłopakiem do wzięcia dla każdego, kto marzy o swoim kocie!
🔷W razie pytań odnośnie adopcji, prosimy dzwonić pod numer: 665 403 450
Miłego dnia Kochani! Znów razem dokonaliśmy pięknego i wielkiego czynu!❤️
Znaleźliśmy go mroźnego ranka, tuż koło naszej fundacji. Choć szliśmy szybkim krokiem w jego stronę, on nie uciekał. Nawet nie wstał. Wytrzeszczył tylko jeszcze bardziej i tak już wytrzeszczone oczy. Nie było na co czekać. Kocur był w tragicznym stanie.
Podnosząc go z zimnej ziemi, ten tylko wydał żałosne jęknięcie na znak, że każdy ruch bardzo go boli. Gdy usłyszałam to rozżalenie w jego głosie, sama odczułam wewnętrzny ból.
Jadąc do weterynarza, patrzyłam na głęboko i głośno oddychające zwierzę, zasmarkane i w bardzo złej kondycji, niemające już sił, by nawet lekko się poruszyć. Pochylając się wtedy w stronę kocura, powiedziałam z otuchom w głosie „Tadek, jeszcze będzie dobrze. A tymczasem, przepraszam Cię za tego cholernego człowieka, jakiego musiałeś spotkać na swojej drodze. To nie ty, a on powinien tak cierpieć, Tadziu moja biedulko”.
Myślałam, że gdybym kiedyś spotkała tego zwyrodnialca, który jak śmieci pozbywa się potrzebujących zwierząt, sama nie wiem, jakbym się zachowała… Czy byłabym opanowana, znalazłabym w sobie choć trochę wyrozumiałości i współczucia!? Pomimo tego, że brzmi to źle, myślę, że nie, bo jak można zapomnieć o czynach takiego człowieka, czy on, pozbywając się chorego kota, miał w sobie jakieś ludzkie odczucia, choć trochę sympatii, jakiejś choćby wyuczonej moralności!? Myślę, że takich rzeczy nie robi się bez sadystycznego usposobienia i bez czystej premedytacji.
U weterynarza zrozumiałam, jak wiele Tadzio wycierpiał. Jak wiele i jak długo… Zrozumiał prawdziwie, dlaczego nawet nasz dotyk był dla niego tak bolesny. Niestety, po wynikach krwi i diagnozie zrozumiałam też, że pomimo mojej wielkiej determinacji i słów wcześniej do Tadzia wypowiedzianych, kocurowi nie da się już pomóc.
Kot w agonalnym stanie był od dawna- zabijała go nieleczona białaczka, która była już w bardzo zaawansowanym stadium. Weterynarz, kiwając jedynie smutną głową, stwierdził z przykrością, że sensowne jest jedynie skrócenie męki biedakowi, że jego organizm jest wycieńczony, że kot nie ma już sił na walkę… I tak z cieknącymi łzami, trzeba było podjąć się tej trudnej decyzji.
Nie wiem, ile czasu trawiła mnie rozpacz, gdy przypominałam sobie pełne bólu jęknięcia ledwo żyjącego Tadzia i jego widok umęczonego ciała, nie wiem, ile złości czułam, gdy na myśl przychodził mi obraz tego potwora, który nawet nie pofatygował się, aby znaleźć pomoc dla tego kota… może wtedy, Tadzik miałby jakiekolwiek szanse na przeżycie. A tak, cierpiał potwornie do samego końca. W życiu nie zaznał najmniejszej ulgi… umarł, wcześnie wyrzucony jak śmieć, spędzając swoją ostatnią noc na mrozie i w cierpieniu.
Wróciłam do fundacji, starałam się przetrawić wydarzenie z koszmarnego ranka, jednak one w jednej chwili wróciły, z podwojoną mocą- w krzakach zobaczyłam równie zasmarkanego i prychającego kota, który najprawdopodobniej został podrzucony ze swoim nieżyjącym już towarzyszem niedoli… podeszłam do niego, ten również był dość osowiały, ale widać było, że jest w lepszym stanie. Zabrałam go również do weterynarza i choć na całe szczęście okazało się, że nie ma białaczki, jest poważnie przeziębiony i musi zacząć przyjmować odpowiednie leki i krople do oczu…
W jego oczach widziałam strach. Wciąż nie potrafię tego zrozumieć, po co człowiek krzywdzi, katuje, męczy inną istotę. W tym przypadku dwie. Jaki ma w tym cel lub co chce przez to osiągnąć?! Nie rozumiem i chyba nie zrozumiem już nigdy.
Gdy zostałam z kocurkiem sama i poczułam jego szybko bijące serduszko oraz jego łapkę na swoim ramieniu, nagle zabrakło mi słów, by opisać to, co czuję, bo to tak okropne, że jedni z nas, równie uznający się za człowieka, są tak naprawdę czystym usposobieniem zła…
Nazwałam tego skrzywdzonego czarnulka Miki. I powiedziałam, patrząc w jego piękne, ale mętne i chore oczka „Miki, tobie nie pozwolę już odejść za tęczowy most. Po prostu nie. Zrobimy wszystko, abyś żył szczęśliwie kociaku… Ty i inne biedulki też”
Potrzebne są fundusze na pokrycie wykonanej diagnostyki, testów oraz dalsze leczenie Mikusia jak i jego późniejsze utrzymanie. Takie skrzywdzone istoty, nie są pojedynczymi przypadkami- wciąż podrzucane są nam biedulki, które wymagają leczenia i opieki- potrzebna kwota na leczenie oraz utrzymanie Mikiego jak i innych kotów to 5000 złotych.
Nic nie daje większego poczucia szczęścia niż ocalenie istnienia, które patrzy Ci głęboko w oczy, wiedząc, jak wiele Ci zawdzięcza. Mikuś potrzebuje Twojej pomocy.
Loading...