Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Tina czuje się "całkiem, całkiem". Zamieszkała w Mruczarni, w pokoju zwanym – „Sanatorium”, razem ze starszymi, schorowanymi kociastymi. W stosunku do ludzi Tina jest nieśmiała, a do kotów – ugodowa. Gdy przychodzimy, patrzy na nas oczami jak pięć złotych i zwykle unika bliższego spotkania. „Zwykle”, ponieważ niektórzy wolontariusze mieli przyjemność pomiziać Tinkę na posłanku, tuż po drzemce, gdy wokół było cicho i spokojnie.
Bardzo dziękujemy wszystkim Wam, za pomoc i wsparcie dla Tinki. Tylko dzięki Wam, my możemy ratować takie kocie nieszczęścia, jak ona. <3
Gdy kobieta usłyszała przeraźliwe miauczenie, bez trudu ustaliła skąd dochodzi. Kot, który tak rozpaczliwie wzywał pomocy, leżał między posesjami działkowymi, uwięziony w siatce ogrodzeniowej. Głowa była na jednej działce, a reszta udręczonego ciałka – na drugiej.
Po wielu nieudanych próbach, w końcu udało się wyswobodzić nieszczęśnika z pułapki, jednak „ocalony” okazał się być już ledwo żywy. Kot z trudem oddychał, słabo reagował, nie wstawał, nie uciekał, chociaż powinien być przerażony obecnością obcych ludzi i szarpaniną, której stał się obiektem.
Wezwani na pomoc, popędziliśmy ile sił w nogach. Na miejscu, gdy nasza wolontariuszka na niego spojrzała, pomyślała, że ten kotek umiera. Że już za późno. Dziewczyna miała wątpliwość, czy ta szmaciana, futrzasta laleczka, którą spakowała do transporteka, dojedzie żywa do weterynarza.
W lecznicy zobaczyliśmy agonię. Zwierzątko było odwodnione i przeraźliwie chude, z nosa wyciekał ropny katar, a w futerku zamieszkały setki larw. Muchy złożyły jaja praktycznie na niej całej. Najwięcej ich było w okolicy odbytu, na tylnych łapach oraz w uszach kotki.
Tina musiała być uwięziona od kilku dni. 30 stopni w cieniu. Godzina po godzinie przeżywała katusze, podczas gdy larwy much pasły się na jej, żywym przecież jeszcze ciele. Przeżywała niewyobrażalne cierpienie, umierała nie mogąc się poruszyć, w żaden sposób obronić, a potrząsanie głową i wierzganie łapami na niewiele się zdawało. Szczególnie że z godziny na godzinę Tina była coraz słabsza, a muchy – coraz bardziej napastliwe i zuchwałe.
Czy nikt z pluskających się w okolicznych basenach ludzi nie słyszał krzyku tego konającego stworka? Czy nikt przez tych kilka dni nie zauważył rozpaczliwie wierzgającego kota? Nikt nie słyszał wołania Tiny o pomoc?
Tina jest w lecznicy. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by ją ocalić, lecz nie wiemy, czy jest to jeszcze możliwe. Tina nie je, jest zbyt słaba. Przy życiu trzymają ją kroplówki.
Loading...