Zjadany żywcem przez robaki czekał na śmierć

Closed
Supported by 468 people
16 408 zł (328,16%)

Started: 17 July 2020

Ends: 24 July 2020

Hour: 02:00

Dziękujemy za Twoje wsparcie – bez Ciebie nie udałoby się zebrać potrzebnej kwoty.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Środek nocy i opuszczony budynek stacji kolejowej. Agonalne popiskiwanie wydawane przy każdym oddechu, to był dźwięk, jaki usłyszałam, zanim go zobaczyłam. A kiedy w końcu ukazał się mym oczom, to  zabrakło mi oddechu. To były zwłoki. Zwłoki, które jakimś cudem jeszcze oddychały.



Szkielet obciągnięty śmierdzącą sierścią, w której nie było miejsca wolnego od larw much, robactwa i zgnilizny. Fetor rozkładającego się ciała, jego przedśmiertne rzężenie i jedna myśl - "byle zdążyć z pomocą"!

W drodze do lecznicy każdy jego ciężki oddech krwawił moje serce... Ale mimo to modliłam się, by tylko ciągle go słyszeć. "Dasz radę" - powtarzałam wkoło  jak opętana. W gotowości czekała już na nas Asia, która od godziny odbijała się od lecznicy do lecznicy wydzwaniając, by ktoś udzieli mu pomocy! Aż w końcu się udało...

Czekając pod bramą  na Panią Doktor, którą wyrwaliśmy ze spokojnego snu. Każda minuta była jak wieczność i z każdą minutą miałyśmy wrażenie że uchodzi z niego życie...



W świetle lamp ukazał się nam obraz, na który chyba nigdy nie byłyśmy przygotowane... I te na pół przytomne oczy. Tu nie było czasu na ocieranie łez, teraz każda para rąk była odpowiedzialna za ratowanie życia. Pani Doktor tylko napełniała strzykawki i wbijała w jego drobne ciałko ŻYCIE.

Widok larw, które drążyły koryta w jego skórze i składały jaja, sprawiał, że chwilami odchodziłyśmy od stołu. Maszynka stale się przegrzewała a ostrza tępiły od "filcu", jakim był pokryty.



Chyba zaczynał powoli do nas wracać, otwierać maleńkie oczka i spoglądać ze strachem, co się dzieje. Jeszcze szybka kąpiel, by spłukać do końca wszystkie robale... To chyba był moment kiedy razem z jego brudem, musiały spłynąć też z nas emocje i choć z wielką ostrożnością zaczynałyśmy pozwalać rodzic się nadziei.



Zdajemy sobie sprawę, że jego stan jest bardzo ciężki. Prześwietlenie wykazało problemy z kręgosłupem, cierpi na niedowład tylnych łapek, ma problemy z nerkami, chorobę odkleszczową i koszmarną anemię, która utrudnia podawanie mu kroplówek. Ale reaguje. Próbuje podciągać się na łapkach, podnosi łepek, spogląda w oczy, nadstawia uszu na każdy dźwięk. Jest bardzo słaby i zrezygnowany, ale jest i chce z nami być... Mówi nam to liżąc nas po rękach.



Wrócił do nas zza światów. Na jak długo? Nie wiemy. Wiemy tylko, że będziemy walczyć o niego, bo on chce walczyć o siebie. Czeka nas przetoczenie krwi, miliony badań, rehabilitacja, może w przyszłości, gdy nabierze sił, wózeczek do poruszania. To wszystko to ogromne koszty. Ale wiemy, że tak ja i my - Wy też już go pokochaliście i nie wzruszycie ramionami, mówiąc  "znowu chcą kasy na jakiegoś kundla, lepiej ludziom by pomogli".

Wiemy, że tak jak i my zaczniecie się zastanawiać nad odpowiedzią na pytanie: Jakim cudem, pies w takim stanie - sparaliżowany, osłabiony - znalazł się na odludziu w opuszczonym budynku stacji kolejowej? Przecież sam tam nie zaszedł... My, Ludzie, jesteśmy mu winni pomoc za to, co zrobili mu... "ludzie".

Pomożecie?

Supporters

Loading...

Supported by 468 people
16 408 zł (328,16%)