Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Znajomi i przyjaciele, z okazji urodzin chciałabym móc wesprzeć słuszny cel jakim jest próba domknięcia choćby w części bilansu wydatków na podopiecznych PTPZ ARKA. Tymi podopiecznymi są, a w zasadzie byli bo udało się im znaleźć domy, 4 pluszowe niedźwiedzie które trafiły pod naszą opiekę.
Elza, Baribal, Panda i Grizzly to niesamowite szczeniaki nad którymi miałam nadzór od samego początku. Pamiętam emocje jakie towarzyszyły mi kiedy wiozłam je po raz pierwszy do lecznicy. Pamiętam jak ścięło mnie z nóg, kiedy usłyszałam że jeden z nich Panda wymaga natychmiastowej transfuzji krwi w związku z babeszjozą bo inaczej nie przeżyje do rana. Pamiętam te nerwy kiedy dzwoniliśmy po najbliższej nam Warszawie w poszukiwaniu krwi. Pamiętam ulgę, kiedy udało się ją znaleźć i kiedy znalazł się transport. Pamiętam niepewność kiedy wkładałam szczeniaka w stanie agonalnym do samochodu i liczyłam, ze zdąży. Pamiętam telefon od chłopaków "dojechaliśmy, mały dotrwał choć jest słaby, zaczynają działać". Pamiętam nieprzespaną noc spędzoną nad pozostałą trójką. Pamiętam radość gdy rano okazało się, że wszystko się udało. Pamiętam szok, gdy okazało się że kolejny szczeniak Grizzly zachorował na babeszjozę. Pamiętam też jak był waleczny i tą ulgę, gdy okazało się że tą walkę wygrał.
Byłam i widziałam każdą złotówkę wydaną na ich ratowanie i utrzymanie. Wiem doskonale ile schodziło nam podkładów przy tak dużych gabarytowo szczeniakach. Na jedno karmienie na początku schodziła puszka 800g a posiłków było 4-5 dziennie. Pamiętam szczepienia, chipowanie, odrobaczanie. Byłam przy każdym pobieraniu krwi do badań. Widziałam tysiące pcheł ktore wchodziły im do oczu, noska a potem widziałam jak spadały martwe po podaniu preparatów. Odebrałam każdą fakturę z lecznic. Kąpałam je i widziałam jak zmieniały się nie do poznania. Jak rosły i były szczęśliwe. Jak kłóciły się z moim psem o zabawki, bo choć było ich pełno to zawsze chciały tą samą.
Wiem ile kosztowało to pieniędzy, energii i poświęcenia. Wiem jaki to był trud dla domu tymczasowego ogarnąć i posprzątać po nich, za co zawsze będę wdzieczna Moni i jej cudownym córkom Adzie, Oliwii i Kindze. Po raz kolejny jestem wdzięczna za to, że działam z taką załogą i że maluchy nie trafiły do budy tak jak miały trafić docelowo.
Dlatego jeśli chciałbyś/chciałabyś sprawić, aby ten dzień był dla mnie piękniejszy to właśnie innego sposobu nie mogłabym sobie wyobrazić :) Wiem, że moi przyjaciele doskonale wiedzą ile dla mnie to wszystko znaczy i choć czasem mamy z tego ubaw to spotykam się z dużym wsparciem z waszej strony <3
To co ziomeczki? Zamiast urodzinowej flaszki pomożecie uregulować rachunki po misiach?
Misie już w komplecie po powrocie Pandy z Warszawy (jeszcze przed kąpielą)