Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za pomoc dla małej Walentynki. Kotka pokonała śmiertelnie niebezpieczną chorobę, a gdy tylko wróciła do sił od razu rozkochała w sobie cały świat. Dziś jest już w swoim nowym domu skąd gorąco was pozdrawia.
Walentynę znalazł i przywiózł do lecznicy pewien dobry człowiek, któremu sumienie nie pozwoliło przejść obojętnie wobec krzywdy zwierzęcia. Pozostanie smutną zagadką, jak taki maluch, w środku zimy, znalazł się sam w zaroślach na pustkowiu…
Ponieważ maleństwo było niczyją znajdką, ot taką zagubioną i poranioną kocią duszyczką, lekarze, nie pierwszy z resztą raz, poprosili o pomoc naszą fundację. I tak jak oni z poświęceniem, niejednokrotnie po godzinach, ratują naszych podopiecznych, tak i my nie pozostaliśmy obojętni na ich prośbę. Do grona felineusków dołączyła więc mała Walentyna. Kilka kolejnych dni Walentyna spędziła w szpitalu. Była pogryziona, poraniona, chora i okropnie zarobaczona, a jej tylne łapki, od kolan w dół po wewnętrznej stronie, były jedną wielką raną.
Mimo wszystkiego, co ją spotkało, ten przybrudzony maluch o łysych łapkach, z odrapanym pyszczkiem i śladami po wenflonach, określony największym miziakiem w przychodni. Jej wdzięczności za pomoc ze strony człowieka nie da się opisać słowami.
Walentynka po kilku dniach pobytu w szpitalu poczuła się znacznie lepiej, na tyle dobrze by wyjść do domu, W domu tymczasowym miała nabrać sił i przygotować się do adopcji. Z ciekawością rozglądała się po nowym pokoju, jeszcze płochliwa, powoli pozwalała się głaskać i mruczała z zadowoleniem. Radość niestety nie trwała długo. Drugiego dnia pobytu w domu, Walentynka zwymiotowała. Mimo, że otrzymała leki, apetyt nie wrócił, a z pyszczka zaczęła sączyć się ślina.
Okazało się, że chociaż Walentynka została w lecznicy trzykrotnie odrobaczona, jej kilogramowe ciało wciąż jest zasiedlone przez pasożyty, a dodatkowo na podniebieniu znajduje się nadżerka. Opiekunka pojechała więc z kicią do lecznicy. Po badanu lekarz nie miał wątpliwości, że to kalciwirus powoduje rany w pyszczku, przez które kot ślini się i nie chce jeść. Stan kotki był poważny, dlatego po zaledwie trzech dniach spędzonych w domu tymczasowym Walentyna wróciła do szpitala.
Choć z początku czuła się lepiej, po 3 dniach nastąpiło pogorszenie. Powróciły wymioty, apatia, brak apetytu, dołączyła biegunka. Lekarze wykonali 3-krotnie test na panleukopenię. Pierwszy wynik był ujemny, dwa kolejne niestety dodatnie. Kolejny raz stajemy więc do walki z tą niebezpieczną i śmiertelną chorobą.
Jak nie trudno się domyśleć leczenie i hospitalizacja wymaga środków finansowych i to nie małych, ale my wiemy że musimy walczyć do końca. W małym, kocim, chorym ciałku są siła i chęć życia. Zdana na człowieka, Walentynka nawet przy pobieraniu kroplówki ufnie wtula się w ramię i zasypia. W przyszłości czeka ją dobry dom. Takie rozkoszne, mruczące pieszczochy szybko zostają adoptowane.
Wszystko, co musi teraz zrobić, to wyzdrowieć, dlatego prosimy Was o pomoc dla niej. Finansując leczenie Walentynki, dajecie szansę na wiele szczęśliwych lat jej i ludziom, których w przyszłości obdarzy miłością.
Loading...