Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Zdążyliśmy w ostatniej chwili...
W powietrzu czuć już wiosnę, ale my wciąż wracamy myślami do pewnego mroźnego, szarego i mrocznego dnia, kiedy to zostaliśmy wezwani na interwencję do niewielkiej miejscowości pod Wrocławiem...
Czekając na przyjazd policji do interwencji głównej (kiedyś pewnie o niej napiszemy) przez przypadek odkryliśmy, że u sąsiada na podwórku stoi drewniana szopa. Po otwarciu drzwi naszym oczom ukazał się syf i gnój... A pośród tego małe, przerażone pieski przy rozwalającej się budzie. York Murzyn i pinczer Gucio wyglądały właściwie nie jak psy, a zabiedzone kłębki nieszczęścia.
Obsikana, skłębiona sierść cała w odchodach. Małe ciałko yorka - w strupach, ranach, pogryzione przez pchły; ropa lecąca z pyska i z oczu, odbyt podrażniony od biegunek, strupy po prostu WSZĘDZIE. Do tego przecież był mróz! Pieski trzęsły się z zimna i strachu.
Zaniemówiliśmy. A potem przystąpiliśmy do działania. Pseudowłaściciel wyciągał swoje psy z budy z wyraźnym obrzydzeniem, jakby pozbywał się brudnych szmat (tak, człowieku, to TY je doprowadziłeś do tego stanu!), one w przerażeniu gryzły go i atakowały. Całe szczęście po rozmowie zrzekł się praw do nich - psy przeszły pod naszą opiekę i pojechały do azylu EKOSTRAŻY. Pinczer Gucio, który był w lepszym stanie, znalazł już dom, Murzynka wciąż leczymy...
Jakim trzeba być człowiekiem, by skazać niewinnego, małego pieska na takie cierpienie i życie w zamknięciu, w drewnianej szopie, w mrozie i bez dostępu do świata i światła? Zęby yorka były w tak fatalnym stanie, że musieliśmy usunąć niemal wszystkie - został tylko jeden. Jeszcze 2 tygodnie, a piesek padłby martwy... To był ostatni moment na ratunek 😣
Bardzo Was prosimy - wesprzyjcie nas w leczeniu malucha. Lata zaniedbań dosłownie oznaczają wyciąganie psa ze szponów śmierci...
Loading...