Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
PROLOG: Zeszłej jesieni kastrowaliśmy stadko na ul. Robotniczej. Od tego czasu zeszły się tam już kolejne koty. Teraz dostaliśmy telefon od tamtejszych karmicielek z sygnałem o małych kociakach, które wyprowadziła jakaś kotka.
OBECNIE: Na miejscu zastaliśmy dwie mamusie, 6 kociąt i kocura.
Jedna z nich wynosiła swoje maleńkie młode i porzucała, gdzie popadnie. Gdy je zobaczyliśmy, jasne było dla nas dlaczego. Okazało się, że cała trójka jej dzieci ma wady wrodzone, miały niewykształcone narządy wewnętrzne i źle wykształcone narządy zewnętrzne. Kotka wynosiła je, żeby je porzucić. Kocięta po badaniu zostały niestety uśpione, ponieważ nie byłyby w stanie przeżyć. To cud, że dożyły tych kilkunastu dni, musiały mocno cierpieć 😔 Nie było dla nich szans. Takie sytuacje też się zdarzają, dlatego tak ważna jest KASTRACJA. Mamusia, gdy dojdzie do siebie, zostanie wypuszczona po kastracji.
Wyłapaliśmy też chorego dorosłego kocura na leczenie, docelowo wróci w miejsce bytowania, bo jest dziki. Kocur ma kalciwirozę, która musi tam panować, bo nie on jeden na nią choruje.
Kolejna kocia mama to szylkretka z trójką 7-8 tygodniowych dzieci. Na ten moment udało nam się złapać dwa maluchy, oba również mają kalciwirozę!
Są na antybiotykach w zastrzyku, codziennych kroplówkach. Mają liczne nadżerki, biegunkę, wysoką gorączkę. Robiliśmy im testy na panleukopenie, ale na szczęścia wyszły ujemne. Walczymy więc z kalciwirozą, która przy kruszynach niestety bywa mocno obciążająca. Są codziennie rano przyprowadzane do weta i odbierane wieczorem, by być pod stałą kontrolą.
Każdego dnia kilkukrotnie próbujemy złapać ostatnie kociątko, bo to kwestia jego życia i śmierci. Te, co są u nas, dostają już leki, ostatni maluch jest zdany na siebie. Mama niestety chowa go przed nami, nie wie przecież, że chcemy pomóc.
Loading...