Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Wiecie, co robi szczęśliwy koń, który czuje, że nowo poznane miejsce, do którego przyjechał jest bezpieczne? Tarza się, tak okazuje swoją radość, regularnie sytuacja się powtarza, kiedy tylko ocalony koń zjawia się na naszym podwórku… Oto Luna, Luna też postanowiła się wytarzać. 🙂
Uratowana dzięki Wam bidulka jest już z nami i zaczyna właśnie kwarantannę, odwiedzi ją weterynarz i kowal. Dam jej kilka dni na zapoznanie się z nami, a potem dołączy do stada. Szczęśliwa i przede wszystkim wolna. To już koniec stresu i smutku. Dziękujemy za podarowanie życia Lunie!
💗Dziękuję, że pomagasz ratować zwierzęta💗
Był z pozoru ładny, pogodny wieczór, niebo było bezchmurne, słońce już zachodziło za horyzont, a mimo to w powietrzu wisiała woń śmierci.
Może tego nie widzisz, nie dostrzegasz, ale tutaj, na podwórku handlarza nie da się tego nie czuć. Słońce nagle przyćmił wjeżdżający na podwórko samochód z przyczepą do przewozu koni. To nie była szczęśliwa rodzina, wracająca z nowym członkiem rodziny do swojego domu, jak zapewne pomyślałoby większość osób, widząc na drodze auto z przyczepą i piękną klaczą, wyglądającą przez małe okienko, przysłonięte plastikową pleksą. To była męka, mnóstwo smutku i cierpienia.
Droga ku śmierci. Żywe stworzenie, które człowiek zawiódł. Brak empatii i jakiegokolwiek poczucia człowieczeństwa. To Luna, to na nią przyszedł czas, to tutaj właściciel ma dobić targu, zabrać pieniądze i pozostawić ją w rękach obcego człowieka. Samą, bezbronną i z wyrokiem śmierci.
Bez zbędnych ceregieli interes został przybity. Luna prosto z przyczepy została przywiązana do drzewa, gdzie poczeka tylko jeden dzień. Potem nastąpi wieczna ciemność.
Właściciel tak jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Luna została sama, a ja znów byłam świadkiem sytuacji, gdzie człowiek zawodzi. Nie wiele mając do stracenia, podeszłam do Luny, kiedy handlarz kończył interesy i spojrzałam jej prosto w oczy. Przeszły mnie zimne dreszcze, zawiało chłodem, poczułam złą energię i mnóstwo cierpienia. Skąd się tu wzięłaś? Dlaczego? Zapewne sama Luna nie wie i nie rozumie, choć tak bardzo chciałaby być po prostu wolna i kochana.
Widząc to cierpienie, zaproponowałam, że ją odkupię. Obśmiał mnie i rzucił pogardliwie „chcieć to ty sobie możesz”. Dla Luny jest już transport, akcja ma być szybka, bo „czas to pieniądz”. Jutro zabierają ją i nie będzie już czego szukać. Nadal nalegałam, by chociaż dał mi spróbować. Kategorycznie odmawiał i nie dawał dojść do słowa. Po chwili moich próśb zmiękł… Zgodził się jedynie pod warunkiem, że wpłacę 650 zł zaliczki. Zbladłam, a moje wszystkie chęci zostały stracone. Nie dam rady… Skąd mam wziąć taką sumę pieniędzy w kilka godzin? Pozostaje mi jedynie napisać do Was apel z prośbą o pomoc.
Luna jutro ma trafić pod rzeźnicki nóż. Człowiek okazał się na tyle chciwy, że nawet nie dał jej szansy na ratunek. Szybko i po cichu, bez żadnych rozterek. Jedynie moja obecność na miejscu, być może zmieni bieg wydarzeń, jeśli tylko zechcecie mi pomóc. Sama nie dam rady, w to nawet nie wątpię. Jedynie z Wami możemy zmienić los Luny. Na „już” potrzeba 650 zł, całe życie Luny to aż 7400 zł. Jeśli odroczymy termin, handlarz zgodzi się poczekać jeszcze kilka dni na zebranie reszty. Jeśli jednak nie zdążę, po Lunie pozostanie jedynie smutne wspomnienie.
Jeśli masz pytania, zadzwoń do mnie - Monika 570 666 540.
Dziękuję za pomoc. Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Loading...