Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Wielu z Was nie mogło doczekać się tych wieści! Tak więc jesteśmy, my i uratowany dzięki Waszej pomocy Marcelek. 😊🥕
Osiołek dotarł bezpiecznie i już zdążył odbyć wizytę weterynarza, który wykluczył choroby i zalecił suplementy. Marcelek potem zawitał na łąkę z resztą osiołków. Od razu wpadła mu w oko Mania, która nie za bardzo chciała, by Marcelek na wstępie zaczął ją adorować. Jak to kobieta, potrzebuje czasu. 😉
Mam nadzieję, że szybko złapie kontakt z innymi zwierzakami, które przyjmą go do stada i obejdzie się bez przykrych sytuacji. Marcelek jest bardzo energiczny jak na osiołka i chętny do kontaktu z innymi, co bardzo mnie cieszy.
Wam kochani, ogromnie dziękuje za pochylenie się nad jego losem i każdą pomoc. Kolejny raz udowodniliśmy, że jak się chce, to się da i nikt nie musi przez to umierać.
Wiedziałam już, że to nie będą dobre wieści, kiedy tylko o samym świcie słońca, tuż przed karmieniem zwierząt, kiedy do z mojej komórki wydobył się pierwszy sygnał przychodzącego połączenia.
To był handlarz, lecz jeszcze nie wiedziałam, z czym do mnie dzwoni, tego dnia nie byliśmy umówieni na żadne rozliczenia. Czuję się zobowiązana do pomocy każdemu niewinnemu zwierzęciu, które tego ratunku potrzebuje. Zawsze muszę przynajmniej spróbować, choć wiem, że czasami przeliczam swoje możliwości. Niestety to moja słabość i wiele razy już się o tym przekonałam, tak było i tym razem.
W słuchawce odezwał się zachrypnięty głos mężczyzny. Wybuczał jedynie, żebym dziś przyjechała, bo pojawił się problem. Nic więcej nie chciał powiedzieć przez telefon, jedynie podkreślił, że sprawa jest dość pilna. Moje plany na ten dzień musiałam odłożyć na bok i już po godzinie czekałam pod bramą na dalszy rozwój wypadków. Jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka, choć przeczucie mówiło, że nic dobrego to nie będzie.
Zanim zjawił się handlarz, usłyszałam głośne skomlenie tak jakby wołanie o pomoc, rozpaczliwe błaganie o litość. Przeszły mnie dreszcze, a z nimi najgorsze myśli. Po chwili już wiedziałam kto i dlaczego tak głośno opłakiwał swój los. Był to drobny osiołek, Marcel. Nogi mi zmiękły, kiedy zobaczyłam jego przeszklone oczy, przecież osiołki nie płaczą, a u niego łzy polepiły całe powieki.
Przyjechał dziś w nocy, lokalni chłopi przyprowadzili go do znajomego handlarza, który wymienił go na za alkohol i parę drobnych monet. Choć w rozmowie tłumaczył, że żałuję, bo od rana wyje na podwórku i drażni ludzi. „Paskudny i problemowy” Marcelek musiał nasłuchać się jeszcze kilku obelg o sobie, nim udało mi się go choć trochę uspokoić. Przetarłam mu oczy i pogłaskałam po szyi, choć ten ignorował mnie, jakby dobrze wiedział, że to jego koniec.
Handlarz powiedział, że jeśli chce, da mi szansę na ocalenie Marcela. W rzeźni wiele za niego nie dostanie, ale jeśli do końca dnia nie wpłacę mu zadatku w wysokości 1000 zł, to nie będzie miał wyboru i z samego rana sam wepchnie małego Marcela na przyczepkę i wywiezie do ubojni. Słowo się rzekło, ja obiecałam, że dotrzymam słowa i opłacę jego dług, jaki ma wobec handlarza. Całość to aż 4700 złotych, ale płatne w ratach, co zwiększa nasze szanse na powodzenie i wykup osiołka.
Małe życie Marcela nie jest dla wielu istotne i za samo błaganie o litość ci potrafiliby go skreślić z listy żywych. On płacze, bo rozumie, widzi, gdzie jest i co go czeka. Czuje śmierć, która zbliża się wielkimi krokami. Świat nie miał mu do zaoferowania zbyt wiele. W zasadzie to nie podarował mu nic innego niż wyrok i koniec na rzeźnickim haku. Przecież on i tak nic w zamian dać nie może więc po co ma żyć, powiedziałoby wielu…
Kochani, przychodzę dziś do was z historią Marcela, który sam musi dźwigać ogromny ciężar na swoim chudym grzbiecie. Jemu nikt nie pomoże, jeśli nie zrobimy tego my. Wiele razy już pokazywałam Wam, jak bardzo człowiekowi przysłużyć mogą się te piękne zwierzęta i że one też zasługują na wolność, bezpieczeństwo i szacunek. Też chcą czuć, kochać i być kochane. Niestety dzisiejsza rzeczywistość jest dla nich okrutna i bezlitosna. Wspólnie możemy jeszcze to zmienić. Jeszcze nie wszystko stracone, póki te szanse na ratunek się pojawiają, wciąż tli się iskierka nadziei.
Marcel nie musi umierać, to nie jest jego czas i miejsce. Bardzo proszę o pomoc, każdy grosik i udostępnienie, może przybliżyć osiołka do zmiany. Jeśli przejdziemy koło niego obojętnie, nigdy nic się nie zmieni.
Jeśli masz pytania, zadzwoń do mnie - Monika 570 666 540. Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Loading...