Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Malutki Endżi dziękuje wszystkim za pomoc.
Kocurek czeka na drugą dawkę szczepienia, a na niego czeka już nowy, kochający dom. Trzymajcie kciuki by już nic nie pokrzyżowało jego planów.
Kochani troszkę was zaniedbaliśmy z aktualizacjami, ale przy 200 kotach w fundacji i codziennej pracy zawodowej, ciężko często znaleźć nawet te 5 minut.
Ale już nadrabiamy
Endżi po transfuzji bardzo szybko doszedl do siebie. I choć po drodze przewinęły nam się jeszcze lekkie katary i spuchnięte oczka (Endżi jest nosicielem herpesvirusa), to już udało się chłopaka zaszczepić.
Teraz, po tych 6 tygodniach, możemy powiedzieć, że udało nam się uratować mu życie.
Czeka nas jeszcze jedno odrobaczenie i kolejne szczepienie, ale najgorsze już chyba za nami.
Pozdrawiamy z Endżim ❤️
Maluszek na transfuzji
Mamy oznaczoną grupę i pobraną krew od dawcy.
Malutki jutro z samego rana jedzie na transfuzję.
"Dziś moja przybrana mama zabrała mnie do cioci Agnieszki, która miała mi zrobić diagnostykę. Nie wiem co to znaczy ale trochę się bałem. Ciocia powiedziała, że mój oddech jest brzydki i zrobiła mi zdjęcie. Ale nic tam złego na nim nie znalazła. Za to mam bardzo mało czerwonych krwinek i ciocia zleciła oznaczenie grupy krwi bo mówi, że chyba trzeba będzie robić transfuzję. Też nie wiem co to znaczy, ale ciocia mówi, że po tym poczuje się lepiej. Oby tak było bo trochę mi źle z tym oddechem."
Endżi walczy a my razem z nim.
"Mamo gdzie jesteś? Już od kilku dni chodzę, szukam cię, płaczę. Jestem potwornie głodny, jest mi zimno i strasznie źle. Nie pamiętam czy się zgubiłem, czy ktoś mnie od ciebie zabrał. Nawet już nie pamiętam jak wyglądasz.
Zaglądam na różne podwórka, ale tam też cię nie znalazłem. Ani ciebie, ani żadnego przyjaznego stworzenia, które by mi chciało pomóc i podzielić się jedzeniem. Ale przecież muszę coś zjeść. Może tym razem się uda...
Wszedłem do dużej miski, było tam jakieś dziwne jedzenie. Ale byłem tak głodny, że nie patrzyłem co to. Próbowałem jeść, ale wszystko wypadało z mojego małego pysia. Aż w końcu zobaczyłem nad swoją głową coś z ogromnymi oczami i uszami. Uciekłem przerażony i z całych sił wdrapałem się na pobliskie drzewo. To coś bardzo szczekało i skakało. Zrozumiałem, że to nie jest ani moja mama, ani mój przyjaciel. Wtedy nagle pojawiła się jakaś pani. Wyciągnęła do mnie ręce, zdjęła mnie z drzewa i przytuliła. Zabrała do domu i nakarmiła. I choć instynktownie czułem, że to nie jest moja mama, było mi ciepło i dobrze."
Owa pani to mieszkanka podkarpackiego miasteczka, graniczącego z Rzeszowem. Znała fundację, bo mieszka blisko. Opatulonego w kocyk maluszka przyniosła do jednego z naszych tymczasów.
Nie mieliśmy wolnej izolatki. Nie mogliśmy też zostawić kociątka bez pomocy, bo wyglądał strasznie. Zaropiałe, opuchnięte oczka, sterczący kręgosłup, pchły wielkości pestek jabłka i w takiej ilości, że było ich więcej niż sierści. W pysiu wszystkei ząbki, więc szacunkowo oceniony na minimum 2 miesiące, waży 35 deko. Jedyną opcją było dołączenie go do stada dorosłych szczepionych kotów. Ale jakież było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że przyjęły go jak swoje dziecko.
Niestety stan malucha jest zły. Jest słaby, wymaga dokarmiania, ma lekką duszność. Walkę z pasożytami już rozpoczęliśmy, dokarmiamy, ale musimy zdiagnozować co jest przyczyną duszności. Bo to może być wszystko - od zaniedbania i zapchlenia zaczynając, na wadzie serca kończąc.
O postępach diagnostyki będziemy informować na bieżąco. A tymczasem trzymajcie kciuki za tego szkraba. A kto może i chce wspomóc jego leczenie, niech to zrobi. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę i udostępnienie.
Ładuję...