Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Przepięknie Wam dziękujemy :) Bez Was pomocy nie udało by się...
Florentynka i jej córeczki są zdrowe, odrobaczone, zaraz będą zaszczepione i powoli rozglądają się za swoimi domkami :)
Pewnie co i rusz słyszycie takie historie – ktoś wyrzucił kotka, kotek nie radził sobie na ulicy, nie potrafił się schronić, ani znaleźć jedzenia. Moja historia jest właśnie taka, tylko mnie wyrzucono razem z czwórką moich maleńkich dzieci, które nie miały nawet dwóch tygodni. Ot tak, po prostu położono mnie na ulicy, pod krzakiem.
Ja Wam nawet nie potrafię powiedzieć co czułam, nawet nie wiem czy było mi zimno, tak potwornie się bałam, że czułam tylko strach. Moje maluszki nie wiedziały co się dzieje, płakały, czuły że jest zimno, ale bardziej chyba czuły jak bardzo ja się boję. Nie mogłam leżeć przy ulicy pod krzakiem, ale nie wiedziałam co zrobić, nie mogłam szukać schronienia, bo nie mogłam zostawić dzieci.
Kilka razu koło nas przeszły pieski, nawet się nami interesowały ale chyba miłe, gdyby nie były nie dałabym rady obronić maluszków. Kiedy ludzie przestali chodzić po ulicy zaczęłam się rozglądać, szukać kryjówki, wypatrzyłam komórkę. Musiałam, po prostu musiałam na chwilę zostawić dzieci i zobaczyć czy możemy się tam ukryć. Pędziłam przez ulicę i szybko znalazłam wejście.
Wróciłam do dzieci które bardzo płakały i dygotały z zimna. Udało mi się całą czwórkę bezpiecznie przenieść. W komórce było trochę cieplej, przytuliłam dzieci i mogłam je nakarmić. Sama nawet nie czułam głodu, bałam się i tak potwornie było mi smutno. Jak mam sobie poradzić? Skąd wezmę jedzenie? Jak mam tutaj wychować maluszki? Co z nimi i ze mną będzie. I przede wszystkim – dlaczego? Dlaczego mnie wyrzucili? No dobrze – ja się może znudziłam, ale dlaczego wyrzucili moje dzieci? Przecież może mi się nie udać ich ogrzać, wykarmić i upilnować żeby nie stała się im krzywda… Okazało się, że komórka jest koło domu w którym mieszkają ludzie, kiedy szukałam czegoś co da się zjeść zobaczyła mnie Pani. Nie wiem dlaczego, bo ja się nie boję ludzi ale uciekłam ile sił w nóżkach do moich maluszków. Pani jednak poszła za mną i nas znalazła.
Gdyby nie Ona to możliwe, że by się ani mnie ani moim maluszkom by się nie udało, nowe były coraz zimniejsze. Wyciągnęła rękę i mnie pogłaskała a ja się odruchowo przytuliłam główkę do ręki. Nie mogłam zostać u miłej Pani, ale znalazła ciocie i trafiłam do domku tymczasowego, do cioci. Śpię w cieple, karmię maluszki i jedyne o co się teraz martwię to ich przyszłość. Ciocie obiecały, że i ja i one znajdziemy dobre domy, które będą nas kochać i o nas dbać. Jednak najpierw moje kruszynki muszą podrosnąć i ciocie muszą jakieś rzeczy przy nich zrobić. Wiem, że wszystko kosztuje, a ja mam aż czwórkę maluszków. Proszę Was przepięknie pomóżcie mi zapewnić im lepszą przyszłość…
Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba by zobaczyć. Ogromne, przerażone oczy kociej mamy która przygarnia do siebie dzieci, próbuje je zasłonić przed światem. Wiele widzieliśmy, ale chyba nigdy kota który tak by się bał jak ona w tej komórce. Florentynka, bo tak ją nazwaliśmy ma kilka latek, a jej pociechy nie są starsze niż 10 dni. Kotki wyglądają zdrowo, co potwierdził weterynarz przy przeglądzie, Florentynka jest brudna i trochę za chuda, ale nie choruje. Kocia mama zjada dzielnie nasze zapasy karmy, mieszka w domku tymczasowym, musimy zebrać fundusze na opiekę weterynaryjną której ona i maluszki zaraz będą potrzebować. Musimy całą rodzinę odrobaczyć ze dwa razy, zaszczepić, wykonać im testy na choroby zakaźne, a Florentynkę jak skończy karmić dzieci wysterylizować.
Prosimy Was pięknie o pomoc, kocich pociech jest czwórka i mama, my naprawdę nie mamy takich pieniędzy…
Ładuję...