Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Gołąbek odszedł za Tęczowy Most…
Wiemy, że kibicowaliście Gołąbkowi.Tyle osób chciało mu pomóc, tyle ludzi trzymało za niego kciuki…
Niestety, musiałyśmy podjąć najgorszą z decyzji.
Jego rana co prawda wyglądała lepiej, muchy przestały składać jaka, ropa przestała się lać z rany, z uszu, ale jego stan ogólny niestety się pogorszył. Musiał być dokarmiany, nie miał apetytu. Przestał trzymać temperaturę, był dogrzewany.
RTG wykazało deformację łuku jarzmowego i uszkodzenie płuc, prawdopodobnie przepony również. Cała klatka piersiowa to jedna wielka rana. Być może został bardzo mocno pogryziony, do teraz nie wiemy co mu się przytrafiło.
Gołąbek z lewej strony nie miał zupełnie zębów, a z prawej były w fatalnym stanie. Kotek był w tak ciężkim stanie, że nie nadawał się do znieczulenia i ich usunięcia.
USG dodatkowo pokazało, że w kiepskim stanie są mocno już zmienione nerki, trzustka, jelita… Kocurek wyglądał źle nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Wyszła też żółtaczka. Krwi prawie nie dało mu się pobrać.
Gołąbka już z nami nie ma. Nie chciałyśmy przedłużać cierpienia. Bardzo nam przykro, że tak się stało… zawsze jak trafiają do nas koty w tak ciężkim stanie, cicho liczymy na to, że jakoś się uda, że jakoś to będzie. Czasem się udaje. Tym razem niestety nie.
Już nie cierpisz Gołąbku…
Z kwoty uzbieranej z jego zbiórki będziemy leczyć inne koty w potrzebie, które takiej kwoty nie uzbierają (bo nie mają aż tak tragicznej historii – na szczęście).
Podobno koty zawsze spadają na 4 łapy i podobno ich miejsce jest przy kochającym człowieku… Tak mówią, niestety ja tego potwierdzić nie mogę.
Znaleziono mnie na chodniku w Puszczykowie. Było mi bardzo źle… Mój właściciel wiedział, że mój stan zbyt dobry nie jest, ale uznał, że lepiej mnie dobić. Na szczęście ludzie, którym się to nie podobało, zabrali mnie do weterynarza.
Ściągnęli tam ze mnie setki larw much, oczyścili moje rany, podali kroplówkę i lek przeciwbólowy. Osoby, które mnie wcześniej znalazły, zabrały mnie do domu, ale później wypuściły, abym mógł się załatwić. Chcieli dobrze, ale okazało się, że zbyt dobrym pomysłem to jednak nie było.
Na szczęście przykułem uwagę jednej z wolontariuszek fundacji, która jak tylko zobaczyła, w jakim jestem stanie, wzięła mnie pod pachę i zabrała do kolejnego weterynarza. W moich ranach muchy ponownie zdążyły złożyć jaja. W ranę na szyi wdała się martwica. Stwierdzono też, że mam żółtaczkę i niesymetryczny pyszczek – podejrzenie, że może od kopnięcia, a może to rak.
Czekają mnie dalsze badania, aby móc postawić ostateczną diagnozę i wdrożyć odpowiednie leczenie, abym poczuł się dobrze. Będę mieć wiele badań m.in. na tarczycę, na nerki, muszę mieć też zrobione RTG. Na dzień dzisiejszy nie jem samodzielnie, potrzebuję w tym pomocy. Mam też zanik mięśni, jestem ogólnie w ciężkim stanie – rokowania ostrożne.
W tym wszystkim nadal ufam, że ludzie nie są źli i szukam kontaktu z nimi. Grucham przyjaźnie na ich widok, stąd też moje nowe imię – Gołąbek. Cierpliwie znoszę wszystkie zabiegi.
Weterynarze i wolontariusze chcą o mnie walczyć, chcą podarować mi szansę na lepsze jutro i kochający dom, ale niestety, aby do tego doszło, trzeba wydać sporo pieniędzy... Dlatego bardzo proszę, wesprzyjcie mnie. Nadal mam nadzieję, że ostatecznie uda mi się szczęśliwie spaść na 4 łapy.
Ładuję...