Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu Gordonka dziękujemy za wsparcie.
Kot jest ciągle pod opieką weterynarza.
Kochani jeśli ktoś kiedykolwiek był w obliczu bezradności to wie jakie to uczucie.
Tak właśnie my jesteśmy bezradni bo choć "stajemy na głowie" nie wiemy jak pomóc Gordonowi, który od pól roku zmaga się z chorobami.
Zdecydowaliśmy się na kolejne badania - możę tu znajdziemy przyczyne jego stanu.
Kochani kiedy już wydawało się że wyszliśmy na prostą, kiedy już ogłosiliśmy Gordonka do adopcji - ten znowu zachorował.
Czekają go kolejne badania, leczenie i uodparnianie. Dlatego nadal potrzebujemy Waszej pomocy.
"Urodziłem się by żyć. Przynajmniej tak mi się wydawało... Kiedy przyszedłem na ten piękny świat - hmmm - piękny? No tak, przecież było mi ciepło, miałem mamę, rodzeństwo, więc miałem się z kim obgryzać i gonić (no wiadomo nie od razu, ale jak tylko nasze małe łapki na to pozwoliły), nie burczało mi w brzuszku - cóż więcej chcieć od życia.
Rosłem sobie, byłem coraz bardziej świadomy tego co się dzieje, ale wciąż byłem szczęśliwy i myślałem - coż to za wspaniała istota pozwoliła mi przyjść na świat.
Pewnego dnia w pomieszczeniu, które zamieszkiwałem razem z mamą, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Najpierw przyszli jakcyś obcy ludzie i zabrali mojego brata. Potem inni siostrę. Na koniec zostałem ja, ale mimo obawy, nikt po mnie nie przychodził. Tak minęło kilka dni. Pomyślałem - cud - pozwolono mi zostać z mamą.
Niestety, kolejny dzień pokazał jak bardzo się myliłem. Spałem, kiedy ktoś nerwowo złapał mnie za kark i wrzucił do pudła. W oddali słyszałem jak strasznie płakała moja mama - zresztą ja też płakałem. Ale płacz mamy słychać było coraz ciszej, ciszej i nagle umilkła. Ja też zamilkłem. Jedyne, co słyszałem, to swoje bijące serce i ryk jakiegoś samochodu.
Siedziałem cichutko myśląć że jak będę grzeczny to nikt nie zrobi mi nic złego. I chyba się nie pomyliłem (przynajmniej tak myślałem), bo nagle ryk silnika ucichł, a mnie wypuszczono z wstrętnego pudełka. Od razu pobiegłem szukać mamy - ale nigdzie jej nie było. Zacząłem krzyczeć, żeby usłyszała, ale dalej jej nie było. Biegłem na oślep, ile sił w nóżkach, w kierunku domów które widziałem myśląc - tam na pewno jest moja mama. Bałem się bardzo ale ciągle szukałem.
Kiedy po dwóch dniach szukania mamy nadal jej nie było poczułem bezsilność. Byłem strasznie głodny i coraz słabszy, kręciło mi się w głowie, nogi mi się plątały, a gardło bolało od bezgłośnego już w tej chwili płaczu. Już było mi wszystko jedno - po prostu chciałem zasnąć i tylko już spać..."
Historia opisana powyżej, słowami włożonymi w usta małego kotka to najprawdziwsza rzeczywistość, jaka ma miejsce częściej niż nam się wydaje. Kocięta za wcześnie oderwane od matki, porzucane w nieznanym dla siebie otoczeniu, bezradne i głodne.
Historię opisuje Gordonek - maluszek zaledwie 2-miesięczny, który został porzucony w pobliżu domu tymczasowego Fundacji Felineus z Rzeszowa. Miał szczeście bo w końcu ktoś go dostrzegł - ale czy uda mu sie przeżyć? Tego nie wiemy.
Kiedy Gordonek trafił pod skrzydła fundacji był skrajnie wycieńczony i bardzo chory. Walczymy o jego życie i choć po kilku dniach widać światełko w tunelu to jeszcze daleka droga przed nami
Prosimy o pomoc w tej walce - my i Godornek, dla którego liczymy, że w końcu nastąpi ten cud...
Ładuję...