Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla Hasana. Po długim okresie rekonwalescencji kociak w końcu wrócił do pełnej sprawności i znalazł nowy kochający dom. Dzięki środkom zebranym na zbiórce udało się pokryć część lecznicowycyh faktur.
Za każdym razem kiedy kończy się akcja dla Hasana zastanawiamy się czy w końcu wyjedzie do nowego domu. I ciągle los nas zaskakuje. Niestety zaskakuje negatywnie.
Hasan już miał umówioną wizytę nowej rodziny. Dzień wcześniej zaczął być smutny, osowiały. W dniu odbioru pojawiła się gorączka powyżej 40 stopni, duszność.
Czym ten kot zasłużył sobie na to, żeby ciągle mieć "pod górkę"? I znowu wizyty w lecznicy, leki, inhalacje, karmienie.
I znowu musimy odnawiać akcję bo na chwilę obecna brakło nawet na zapłatę za poprzednie wizyty i zabiegi.
Hasanek wciąż pod naszą opieką. Nadal niestety wymaga ograniczenia ruchu i kontroli lekarskiej. Ale wszystko na dobrej drodze żeby za miesiąc był już w swim domu.
Hasan to kot o wyjątkowym pechu. Po 12 tygodniach został u niego zdjęty stabilizator, gdyż wykonane zdjęcia RTG wskazywały na to, że kość pięknie się zrosła. Niestety następnego dnia kocurek ponownie trafił do lecznicy. Okazało się, że kość pękła w tym samym miejscu. Potrzebna była ponowna interwencji chirurgiczna :(
Obecnie Hasan ma założone płytki i znowu pomieszkuje w klatce. Koszty oczywiście się zwiększyły :(
Hasanek niestety się pochorował :(
Jego stan wymagał ponownej hospitalizacji. Na chwilę obecną jest stabilny i powoli wraca do zdrowia.
W dniu wczorajszym Hasanek był na wizycie kontrolnej. Usunięto staplery, lekarz stwierdził, że łapka ładnie się goi. Za tydzień czeka nas kontrolne RTG, a po nim dalsze decyzje co do leczenia i rehabilitacji.
A my żeby nasz Hasanek mógł w przyszłości swobodnie hasać wciąż bardzo prosimy o grosik wsparcia.
Wieczorne godziny - dwójka ludzi wraca z weekendowego wyjazdu w Bieszczady do domu - do Rudnika nad Sanem. Droga była prawie pusta, podróż przebiegała spokojnie i bezproblemowo. Nagle w światłach reflektorów rozbłysły dwa punkty - jak świetliki. Oprócz tych dwóch punktów wszędzie ciemność.
Małżeństwo jednak zatrzymuje samochód. Podchodzą do świecących się punkcików i zauważają na poboczu leżącego, całkowicie czarnego kota. Wiedzą, że żyje, bo oczka błyszczą, ale kotek nie może się poruszyć. Na jego ciele widać mnóstwo obrażeń, obok ślady krwi. Nie zastanawiają się jednak nad tym. Szybko organizują z samochodu koc, okrywają kota i zabierają go ze sobą.
Po drodze usilnie próbują znaleźć pomoc dla potrąconego kota. Ale jest niedziela - nikt nie odbiera telefonów. Mijają kolejne miasta - Krosno, Sanok, Lesko - jechali tam, bo było najbliżej - bo liczyli na szybką pomoc dla umierającego im na rękach kociaka. Ale nawet jeśli udaje im się gdzieś dodzwonić to wszyscy odmawiają pomocy. Co czuli wtedy - możemy się tylko domyślać. Sami posiadają 4 koty - wszystkie uratowane więc zapewne złość mieszała się z żalem i strachem o życie kociaka - które ulatywało z niego z każdą godziną.
W końcu jedno z małżonków wpada na pomysł zadzwonienia do nas - do fundacji, z której niegdyś adoptowali koty. Kiedy opisali całą sytuację, opiekunka nie zastanawia się ani chwili - kieruje ich do całodobowej lecznicy, z którą współpracuje fundacja. I tak poturbowany kocurek, niemal w ostatniej chwili trafia pod skrzydła lekarzy. Początkowo trwa walka o jego życie - jest wychłodzony, odwodniony, stracił dużo krwi. W prawej tylnej łapce brzydko sterczy kość (złamanie otwarte), ubytki skóry i otarcia są niemal na całym ciele. Ale lekarze wierzą, że się uda, bo jak się okazuje to maksymalnie 2-letni, zadbany kot. Jest wykastrowany, zatem wiadomo, że do kogoś należał.
Druga doba pobytu w szpitalu przynosi przełom - kocurek zaczyna wracać do życia.
W kolejnej dobie lekarze podejmują decyzję o wykonaniu stabilizacji łapki. Wykonują również kocurkowi wszystkie badania i testy - na szczęście FelV/FiV są negatywne a wyniki nie są tragiczne. Zabieg się udaje a kocurek, który przestaje już cierpieć szybko odwdzięcza się miziankami i słodkim mruczeniem. Wygląda na to, że kotek wyjdzie cało z wypadku - choć jego życie przez kilka godzin wisiało na włosku. Gdyby nie pomoc tych ludzi, wiele godzin konałby na poboczu drogi.
Jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego jak będzie kosztowna opieka nad nim. Sam zabieg, badania i ratowanie życia to już ogromne koszty. Hasan (bo takie imię otrzymał kiciuś) ma założony zewnętrzny stabilizator, zatem przez długi okres czasu musi zostać w szpitalu. Czeka go też rehabilitacja. To wszystkie generuje potężne kwoty, które musimy skądś zdobyć. Niestety wiemy, że sami nie udźwigniemy opłacenia leczenia Hasana. Zatem kierujemy prośbę do Was- ludzi, którym los kotów nie jest obojętny. Bo nie jeden raz już pokazaliście, że jesteście WIELCY!
Ładuję...