Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Bardzo dziękujemy za wsparcie dla Saby!
Niestety nigdy nikt nie kontaktował się w sprawie adopcji Saby . Saba nadal przebywa w hoteliku. Ta cudowna sunia nigdy nie zaznała, jak to jest mieć prawdziwy dom. Jest zdrowa, przyjazna i radosna. Tak bardzo potrzebuje swojego człowieka, by wreszcie zniknął ten smutek w jej oczach.
Mamy nadzieję, że jednak ktoś pokocha Sabę po mimo jej wieku.
Mam na imię Saba. Jestem owczarkiem niemieckim. Gdy miałam zaledwie parę tygodni, zabrano mnie od mojej ukochanej mamy. Przez wiele lat gehenny wspomnienie jej ciepła i troskliwości było jedynym miłym wspomnieniem, które miałam i dzięki któremu trzymałam się przy życiu. Było moim światełkiem w mroku, który otaczał mnie przez prawie 10 długich lat...
Teraz już wiem, że całe życie byłam maszynką do robienia dzieci, by ci, którzy zamknęli mnie w więzieniu, mogli na nich zarabiać. Gdy byłam jeszcze bardzo malutka, odebrano mnie od mamy i wrzucono do zimnego, śmierdzącego kojca z ogromną dziurawą budą. Byłam przerażona, samotna, trzęsłam się z zimna i strachu… I tak mijały kolejne dni… Noce... Tygodnie... Miesiące... Zwinięta w kulkę po cichutku płakałam, ale i tak nikt nie przejmował się moim szlochem.
Z czasem próbowałam się przymilać i uśmiechać do tych, którzy wstawiali miskę z brejowatym jedzeniem, ale szybko zrozumiałam, że nie mogę tego robić, bo kopniaki i ciosy były zbyt bolesne.
Nagle pewnego dnia przyszli po mnie i wypuścili z kojca. Byłam jeszcze bardzo młoda i teraz wiem, że bardzo głupia… Pomyślałam, wreszcie przestałam być niewidzialna! Wreszcie mnie zauważyli! Może teraz będą się ze mną bawić i pogłaszczą, a nie uderzą.
Trawa była taka miła, pachnąca, wspaniale było móc się na niej położyć i wtedy zobaczyłam innego psa… O rety może będzie moim kolegą. Może przestanę być taka samotna i wreszcie będę miała do kogo się przytulić?
Biegłam do niego pełna radości i nadziei… Był taki wielki i silny... Szybko zrozumiałam, że on nie chciał niestety się ze mną bawić, ale nie wiedziałam, czego ode mnie chce. Próbowałam uciekać i bronić się tak jak umiałam. Jednak złapano mnie i mocno czymś przytrzymano, nie mogłam się ruszyć i wtedy stało się to pierwszy raz. Ogromna niemoc, bezsilność, ból, świat przed oczami mi wirował.
Upokorzona, zmaltretowana zostałam znowu zamknięta w kojcu. Za parę tygodni urodziłam swoje pierwsze dzieci. Samotnie zdana tylko na siebie. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, co należy robić. Jaka byłam szczęśliwa, że maluchy były przy mnie, miałam kogoś, kogo bardzo kochałam, a one kochały mnie, takie były radosne, ufne i beztroskie.
Niestety szczęśliwe chwile szybko się skończyły. Pojawili się jacyś obcy ludzie i je zabrali. Krzyczałam: "zostawcie moje dzieci!".
Próbowałam je bronić ile sił, ale byłam bez szans. I tak wyglądało moje życie. Scenariusz stale się powtarzał. Gwałty. Przemoc. Mrok. Zabieranie moich dzieci, a moje serce za każdym razem rozpadało się na milion kawałków. W przerwach samotność, samotność i jeszcze raz samotność plus brak nadziei.
Po 9 latach koszmaru już nie pojawiły się dzieci. Coś we mnie zgasło. Coś we mnie pękło. Chciałam umrzeć, gdy myślałam o tym, że wiele moich córek ma takie same tragiczne samotne nieszczęśliwe życie, tym bardziej nie chciałam już żyć. Wspomnienie o mojej mamie i tych kilku tygodniach poczucia szczęścia też gdzieś uleciało.
Pewnego dnia zrezygnowaną, załamaną zabrano mnie do weterynarza. Przez mgłę słyszałam podniesione głosy. Potem zorientowałam się, że zaprowadzono mnie do innego weterynarza i do kolejnego i zrozumiałam, że wydano na mnie wyrok... Próbowano mnie po prostu zabić… Bo po co mnie dalej trzymać? Zestarzałam się i popsułam. Pomyślałam, że może i dobrze... Bo po co mam dalej żyć?
Ktoś się jednak nade mną pochylił i powiedział: nie martw się Saba. Będzie jeszcze dobrze! Jeszcze będziesz biegać po trawie. Jeszcze Twoje serduszko odzyska spokój i bezpieczeństwo. A może i radość. Teraz już będzie tylko lepiej, ciocie Ci pomogą. No i mnie zabrały ...
Było mi już obojętne, co ze mną się stanie. Nie wierzyłam... No i wiecie co? Tak jak obiecały, tak zrobiły. Nie oszukały mnie.
Przyjechałam do hoteliku. Mam swoje czyste, ciepłe i własne miejsce.
Mogę biegać po trawie. Głaszczą mnie i mówią do mnie Saba, Sabinka, Sabcia. Jak miło słyszeć swoje imię.
Ktoś naprawdę mnie widzi! Przestałam być niewidzialna! Ktoś się o mnie troszczy i są dla mnie mili!
Czy naprawdę mam szansę być jeszcze szczęśliwa? Czy mogę nieśmiało myśleć o tym, że ktoś może mnie jeszcze pokochać? Czy Was mogę prosić, byście wsparli mój pobyt w hoteliku, profilaktykę i zabieg sterylizacji? Czy naprawdę zasługuję na nowe życie? Na szczęście? Marzę o nowym bezpiecznym domu. Czy pomożecie mi go znaleźć? Może przez te wszystkie lata, to moja mama była moim aniołem, który pomógł mi przeżyć... Bardzo proszę Was o pomoc i nadzieję.
Bardzo prosimy o pomoc dla Saby, w opłaceniu pobytu w hoteliku, gdzie pierwszy raz w życiu Saba poczuła odrobinę szczęścia oraz w pokryciu kosztów profilaktyki, diagnostyki i zabiegu sterylizacji. Dziękujemy! Prosimy o udostępnienie zbiórki.
Ładuję...