Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy bardzo za pomoc, za wsparcie. Zbiórka pierwotnie miała trwać cały rok, ale okazała się niezbyt interesująca, a relacje, codziennie relacje z wizyt kilku zwierząt w lecznicach, to bardzo dużo pisania. Za rok samo czytanie zbiórki zajęłoby kilka dni. W tym roku mamy już ponad 100 wizyt w lecznicach, dziesiątki zabiegów, kilkadziesiąt kastracji. Staramy się ratować naszą sytuację finansową by pomóc zgłaszanym nam zwierzętom. Staramy się nie odmawiać, nie odmawiamy, ale w końcu brak środków może nas do tego zmusić. A przecież wiele z tych zwierząt ma tylko Państwa i nas. Inni odmówią, pzrejdą obojetnie. Prowadzimy wiele zbiórek, pomagamy w wielu miejscach. Jest ciężko...
Kolejny zwykły dzień. To nic, że poduszka wybuchła.
Kitka wróciła w miejsce bytowania.
Wróciła, też na popołudniowe karmienie.
Kolejny zwykły dzień.
Karma dla Bąbelka.
Maddie wróciła z lecznicy.
Dziękuję za wspólny rok. Szczęśliwego Nowego Roku.
Delikatna poprawa u Leona.
Do lecznicy trafił Filip.
Razem z Kikki.
Leon cały czas jeździ do lecznicy.
Do lecznicy trafił też Filip i Kikki.
Do innej lecznicy pojechała Kitka. (Na razie nie mam zdjęcia).
W lecznicy pozostaje Maddie.
Stan Leona jest bardzo poważny.
Jaskier. Żegnaj Przyjacielu Kocie.
Leon po badaniu kardiologicznym. To nie serce. Teraz podejrzana jest choroba odkleszczowa lub autoimmunologiczna.
Gedymin. Żegnaj Przyjacielu Kocie.
Leon jest coraz słabszy.
Do lecznicy trafił Leon. Jego stan jest niezbyt ciekawy. Kłopoty z sercem.
Z lecznicy wróciła Maddie.
Na kontroli był Yarin.
Przyjechał też Pan Miziasty (Gedymin)
Dom znalazał wspierany Albercik. Zdjęcie z chilloutu w domu tymczasowym.
Dzień spędzony na codziennych obowiązkach.
Do lecznicy pojechał Bartek.
Maddie w lecznicy.
Do lecznicy także pojechała Daisy I kotka Pajda na zabieg.
Także Jagoda odwiedziła lecznicę.
Świąteczne pozdrowienia od Tortie.
Kolejny zwykły, pracowity dzień.
Dzisiaj odeszła Kilauea. Przyszła jak wiele innych - na chwilę. Odeszła w domu.
Kolejna karma na miejscu. Miałem nie robić już zamówień w grudniu, ale to sprawa, która co jakiś czas wraca. Zdecydowałem, że mogąc liczyć na Państwa, mogę pomóc kolejnym stadom liczącym około łącznie 60 kotów w kilku miejscach. Temat znany w Toruniu, temat trudny w Toruniu i każdy kto kotami się zajmuje wie, że historia jest długa. Mnie historia nie interesuje. Są koty, które potrzebują pomocy i nie można przejść obojętnie. Mam nadzieję, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku, że uda się jakoś porozumieć. Pierwsze koty za płoty jak to się mówi.
600 kotów, 660 kotów, może 666 kotów. Mam nadzieję, że damy radę.
A przy okazji taka ciekawostka.
Pierwsze koty za płoty
Powiedzenie “pierwsze koty za płoty” należy do tych zwrotów, które kompletnie straciły na swoim pierwotnym znaczeniu. Współcześnie zwrot ten używany jest w kontekście, że coś zostało zrobione po raz pierwszy, że zostały poczynione pierwsze próby, pierwsze kroki i dalej będzie już łatwiej. Zazwyczaj powiedzenie to ma pozytywny wydźwięk. Tymczasem jest zdecydowanie odwrotnie, “pierwsze koty za płoty” oznaczają, że pierwsza próba jest zazwyczaj nieudana. Przysłowie wzięło się z stąd, że dawniej pierwsze z miotu młode kocięta uważano za słabsze, mniej wartościowe, dlatego wyrzucano je za płot.
Źródło
Piątek wieczór to u mnie dzień odbiorów z lecznic.
Talita to podopieczna Tomasza Garsteckiego i Przychodnia Weterynaryjna Kościuszki w Toruniu. Trzeba było usunąć oczko.
Fargo rezydował u Marcina Przystalskiego w PRZYCHODNIA WETERYNARYJNA 4PET. Bardzo niepokoiły nas jego wymioty, szczególnie po tym, że niedawno przeszedł trudny zabieg.
W Przychodnia Weterynaryjna Kościuszki na leczeniu pozostają Pan Miziasty, Tosiek i Pamcia.
W Przychodnia Weterynaryjna Nad Wisłą, praca też idzie pełną parą a jedną z ostatnio leczonych była Jagoda.
Na leczeniu i zabiegach było znacznie więcej zwierząt. Lutek, Ziwa, Kacper, Złota, która dzisiaj pojechała do domu. Nadal w lecznicy pozostają Pan Miziasty, Tosiek, Pamcia, wizyty miały Daisy z rowu, Lilka oraz kilka zwierząt jeszcze w Grudziądzu, ale tego pilnuje Joanna Magdzińska.
Przyszło kolejne zamówienie dla opiekuna kotów, ale o tym niedługo.
.
Wielkie podziękowania dla Pani Ani od Tsoja i Fryskiego.
Do lecznicy pojechała Pamcia.
Odszedł nasz kiwaczkowy podopieczny Sommeil.
Kolejny pracowity dzień bez sensacji.
Do lecznicy pojechał Kacper.
Do lecznicy na zabieg usunięcia oczka trafiła Talita.
Do lecznicy trafił także drugi nasz podopieczny Fargo.
Na zabieg kastracji pojechała Złota.
Do domu pojechała Pandora.
Zwykły dzień spacerów i obowiązków.
Do lecznicy trafiła Ziwa na zabieg kastracji.
Kilauea, trochę zje, troche pochodzi, dużo odpoczywa. Prawdopodobnie to jedyny prawdziwy odpoczynek w jej życiu.
Chyba pierwsze normalne spacery od kilku dni.
A wieczorem. Kolejne koty.
Do lecznicy na badania okulistyczne pojechali nasi podopieczni.
Czteromiesięczna Talita, niewidząca na jedno oko.
Czteromiesięczny Yarin, całkowicie niewidzący w wyniku urazu głowy.
Danusia.
Żegnaj Przyjacielu Kocie.
Do lecznicy trafił Lutek. Porzucony kot bez ogona, który został rezydentem w domu opiekuna.
Stasiek.
Żegnaj Przyjacielu Kocie.
"Stasiek, Stasinek, Staśku.
'Staśku, chodź grubasie, umyjemy dupkę.'
'Tak, tak, będziemy się myć, nie pyskuj.'
'No co tam, grubasie? Przyszedłeś się witać?'
'Staśku, nie biegaj tak, bo schudniesz!'
'Stasiek!!! Chodź tu! Plecak ci przecieka!'
Kot, który na początku swojego pobytu w Kocim Hospicjum, przyprawiał mnie o łzy frustracji i rozpaczy. Przyjechał jako kot po urazie kręgosłupa; brak kontroli wydalania i niewładny tył. Na dodatek nie życzył sobie być dotykanym. Dla mnie to był koszmar. Perspektywa zajmowania się kotem pieluchowym, który nie chce być dotykany, to najgorsza kombinacja, jaka się mogła przytrafić. Zazwyczaj nie podejmuję się opieki nad takimi kotami. To stres nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla nich.
A jednak Ania, która Staśka przywiozła, jakoś się nim zajmowała, zanim trafił do mnie...
Nie wiedziałam, co robię źle. Wbrew sobie, próbowałam różnych sztuczek behawioralnych. Ale Stasiek był mądrym kotem, wiedział, że robię coś, czego w gruncie rzeczy nie chcę robić i do czego nie mam przekonania i wykorzystywał tę moją niewiarę we własne możliwości.
W końcu zrobiłam to, co umiem najlepiej - odpuściłam. Nie nagabywałam. Nie prosiłam.
I Staśku też mi odpuścił...
Nie tylko zaczął pozwalać mi na zabiegi pielęgnacyjne [no, nie żeby tak od razu wszystko szło gładko, ale w końcu zaczęło być w ogóle możliwe], ale też wstał na łapy [wróciła mu zdolność poruszania się na czterech łapach, już nie był kotem półleżącym]. A wreszcie stał się wspaniałym, bardzo komunikatywnym kotem, bardzo chętnym do relacji z człowiekiem. Takim, który i pogada i pomruczy. Takim, który radośnie biega po domu potrząsając bezwładnym ogonem zwisającym z pieluchy.
Takim, który jak żaden inny kot, z gracją, dumą i nonszalancją obnosi się z fioletową przewiązką przytrzymującą pieluchę na tyłku.
Na początku pobytu u mnie, Stasiek bardzo schódł, potem wyłysiał. Martwiłam się, ale diagnostycznie nie udało się ustalić o co chodzi. A potem... potem przeszło i Stasiek stał się porządnie ofutrzonym, dużym, grubym kotem. Było co przytulać i co dźwigać podczas mycia tyłka.
Wczoraj Stasiek przebiegł przez mój pokój do kuchni [jest się gdzie rozpędzić w Kocim Hospicjum i wiele kotów tu biega i to z przytupem]. Po chwili z kuchni przebiegł do dużego pokoju i wpadł pod paletę. Myślałam, że kogoś pogonił tam i osaczył [zdarzało mu się, ale bez agresji], więc wstałam i poszłam sprawdzić.
Gdy do niego doszłam, Stasiek już nie żył. Jego serce nie biło.
Nie mogłam uwierzyć.
Nadal nie wierzę...
Zdjęcie zostało zrobione podczas wtorkowej sesji Amator
a [8 grudnia]. Patrzy na mnie zdrowy, rozbrykany kot, o którym myślałam, że zostanie ze mną jeszcze wiele lat.
Po prostu nie wierzę...
Agn"
Do lecznicy na kastrację, ale najpierw na lecznenie trafił Tosiek, kot bezdomny.
Wsparcie otrzymały kolejne dwa domy tymczasowe opiekunów kotów.
Przyjechał z działek, na których mieszkał, a może został wyrzucony by zrobić miejsce na nowszy model. Nie ma zębów, nie jest kastrowany, jest przeraźliwie chudy, a jedyne co go zaokrągla to płyn w jego ciele. Panu Miziastemu leje się ropa z nosa, oczu. Futro wygląda jak stary koc.
Kolejny kot. Jaki będzie jego dalszy los? To się okaże po badaniach.
Gdy przyjdzie czas zbiórkę dla niego, Pana Mizisatego może już nie być z nami. Wtedy kompletnie nikt już się nim nie przejmie. Umieranie on line jest trendy. Ludzie piszą "walcz", "żyj", wspierają. Gdy umrzesz - jesteś sam, byłeś, kogo to obchodzi.
Pan Miziasty nie będzie toczył batalii o życie. Rozważymy po badaniach możliwości, szanse i napiszemy gdy przyjdzie czas, że był lub jest i prosił, prosi o pomoc.
Do hospicyjnych kotów dołączyła starsza kotka ze schroniska. Na razie nie ma jeszcze imienia. Przyjechła w spokoju dożyć swoich dni.
Zaocznie dołączyła również Pandora, kotka schroniskowa przebywająca w domu tymczasowym, leczona przez nas od dłuższego czasu.
Pandora szuka, odpowiedzialnego, niewychodzącego domu.
Zostało zrobione zamówienie dla Pandory w postaci karmy i żwirku.
Zawieźliśmy również karmę do opiekunki w Toruniu oraz dołączyliśmy do niej 4 worki żwirku. Trochę noszenia było. Około 200 kg.
W poniedziałek przyjechał zamówiony żwirek do kuwet. Jak zawsze 2 tony i jak zawsze trzeba było nosić z daleka, bo lokalizacja nie pozwala na rozładowanie auta z hds bliżej.
Niedziela także upływa na sprzątaniu i zabawach.
Sobota w Hospicjum. Czas płynie na codziennych obowiązkach.
Kolejne zamówienia karmy dla kotów porzuconych. Na zdjęciu karma, która dojechała do nas dzień prędzej dla opiekuna w Toruniu. On podzieli się z innymi opiekunami w okolicy.
Dzień upłynął na zwykłych obowiązkach.
Dzisiaj odbyła się kastracja kocurka złapanego na terenie gminy miasta Toruń. Na imię dostał Kacper.
Małe podsumowanie weterynaryjne. Cerber jako część Fundacja Hospicjum dla Kotów Bezdomnych opłacił do tej pory 148 faktur weterynaryjnych na kwotę 103 220 zł. Nie wiem czy to dużo czy mało, ale około 40-50 faktur za ostatnie 4 tygodnie pozostaje nieopłaconych. Głównie są to faktury za kastracje i drobne zabiegi.
Dzisiaj dojechała także karma dla podopiecznych Hospicjum i dla opiekuna w Toruniu, widoczna na zdjęciu.
Podsumowanie zakupów karmy dla naszych podopiecznych i zwierząt bezdomnych to 94 zamówienia, dojdą jeszcze 2 lub 3 w tym roku. Łącznie to regularna pomoc dla około 1000 zwierząt. Kwota zamówień to 101 309 zł.
Obiecałem. Obiecałem sobie poprowadzić zbiórkę wzorcowo. Postanowiłem też, wielu moich znajomych jest tego samego zdania, by pisać otwarcie.
Wróćmy na chwilę do 1 grudnia. Do domu pojechał Meye.
Kot ze schroniska w Toruniu, który trafił pod naszą opiekę. Kilka tygodni spędził w lecznicy. Nie zauważyłem by na stronie schroniska pojawiła się jakakolwiek wzmianka o Meye, a także o jakimkolwiek innym z wielu kotów, który trafił pod naszą opiekę lub leczenie czy leczenie było przez nas wspierane. Słowa dziękuję nie usłyszałem. Nie ma za co.
Tego samego dnia otrzymaliśmy 2 budki dla kotów bezdomnych, ale z racji, że 2 kolejne wykonała Grażyna w Toruniu, te 2 zostały wolne. Dostaliśmy je od Joanny i Martyny z Grudziądza.
Trafiły do schroniska w Toruniu i mają pojechać w kolejne miejsce. My podziękowaliśmy, nam nie podziękowano. W sumie to dość irytujące gdy się kogoś wspiera i nie słyszy się słowa podziękowania. Bo to nie jest pierwszy raz.
2 grudnia u nas to dzień walki z robalami.
Odwiedziła nas Karolina z PRZYCHODNIA WETERYNARYJNA 4PET i stoczyła bitwę z 50 kotami, które pozostały do odrobaczenia.
Koty jak to koty nie wszystkie chciały współpracować, a inne uznały to za świetną atrakcję.
Wrócił Fargo i Luna.
Najdłużej opierał się Iwanek. Piętno pseudohodowli w Dobrczu będzie mu towarzyszyć do końca jego dni.
Dzisiaj odeszła nasza podopieczna Katrina. Kotka z chłoniakiem, spędziła w Hospicjum ostatnie miesiące swojego życia, którego większość bytowała na ulicy.
Zakupiliśmy karmę dla opiekunów kotów i dla nas na kwotę 6500 zł.
(zdjęcie z poprzednich zakupów)
W lecznicy odbyło się 6 zabiegów kastracji kotek i kotów.
Przez 11 miesięcy tego roku dzięki Państwu odbyło się kilkaset kastracji kotów i psów.
Opłaciliśmy około 150 zabiegów, chirurgicznych o różnym stopniu skomplikowania, okulistycznych, stomatologicznych.
Wsparliśmy profilaktyką kilkaset zwierząt. Szczepienia, odrobaczenia, odpchlenia.
Wsparliśmy kilkadziesiąt diagnostyk o różnym stopniu i przebiegu. Od zwykłych badań, rtg, usg, krwi, poprzez kardiologiczne, aż po badania tomograficzne i rezonans, wraz z badaniami.
Wsparliśmy kilka rehabilitacji zwierząt.
Aktywnie wspieramy osoby działające na rzecz zwierząt. Pomagamy w zakupie karmy, w tym roku to kilka ton. Wypożyczamy klatki łapki, klatki, transporterki, zdarza się niejednokrotnie pomoc w zakupie tych rzeczy.
W tym roku zakupiliśmy kilkanaście bud dla potrzebujących zwierząt.
Zakupiliśmy generatory ozonu w miejsca gdzie były potrzebne.
Opłaciliśmy zakup materiałów na budowę wybiegu w małym przytulisku.
Wspieramy, pomagamy lub kierujemy do miejsc gdzie potrzebną pomoc można uzyskać.
Przyjęliśmy w tym roku kilkadziesiąt kotów hospicyjnych i kotów dla których możemy stworzyć odpowiednie warunki.
Nigdy nie mówimy "nie" kastracjom, bez względu na naszą sytuację finansową.
Zapraszamy do pomocy i wspólnych działań.
Yarin - kocię neurologiczne, ślepe, nasz podopieczny.
Cały czas to kropla w morzu potrzeb.
Przegrywamy walkę o dobrostan zwierząt, przegrywamy walkę o dobrostan kotów. Przegrywamy tą walkę na całej linii. Na zdjęciu Pandora. Dlaczego? Bo zbiórka będzie trwała cały rok. Dłużej niż życie większości kotów.
Oburzamy się na strzelanie do zwierząt w innych krajach, oburzamy się na zabijanie zwierząt w innych krajach, oburzamy się na wszystko, ale nie znamy własnego podwórka. A okazuje się, że eutanazja staje się coraz bardziej popularna jako środek do walki z kocią bezdomnością. Wiele gmin w Polsce, zdecydowanie w tym roku odcięło się od pomocy tym zwierzętom, odcięło się od opiekunów tych zwierząt, odcięło się od kastracji, a korzystniejsza wydaje się eutanazja i nie pierwszy raz w rozmowach spotykam się ze stwierdzeniem, by zwierzęta te usypiać, bo jest po prostu taniej, prościej i ekonomiczniej.
Cały czas trzeba brać pod uwagę, że wiele gmin traktuje koty jako zwierzęta, których program opieki nad zwierzętami bezdomnymi nie dotyczy. Nie ma miejsc dla nich, nie ma planów, jak leczyć i gdzie leczyć, a w wielu schroniskach po prostu - miejsc. W którym schronisku jest więcej kotów niż psów? Chyba w żadnym, bo koty mają zdychać na ulicach, łapać myszy, szczury i w ogóle najlepiej jakby słowa kot w urzędzie nikt nie wypowiadał. Bo zaraz budka, bo zaraz karma, a może kastracja lub nie daj leczenie.
Kotów jest znacznie więcej i są w o wiele gorszej sytuacji niż większości się wydaje. Nikt nie pędzi przez cały kraj po biednego kotka umierającego na poboczu drogi. Nie wart jest tyle, co pies, jest nic niewart. Ktoś się czasem pochyli, weźmie do lekarza weterynarii i kończy się eutanazją. Był kot - nie ma kota.
Ten rok był wyjątkowy także pod innym względem. Wymusił oszczędności i te oszczędności przede wszystkim poczyniono tam, gdzie o nie najłatwiej. Czyli też kosztem zwierząt. Wiele niezamożnych opiekunów kotów straciło jedyne wsparcie, wielu opiekunów straciło możliwość radzenia sobie. Te kilka miesięcy - marzec, lipiec, listopad - to okresy, kiedy kotki wydawały na świat potomstwo i nikt się w sumie w tym roku za bardzo tym nie przejmował, bo przecież są fundacje, organizacje, osoby prywatne, które zawsze jakoś dawały radę.
W tym roku większość kocich organizacji rozpoczęła walkę o nadrabianie, nieudolności gmin, o wsparcie dla właśnie kotów, sami opiekunowie zaczęli pisać własne zbiórki, nie dając już rady ogarnąć liczby zwierząt, których przybywa i przybywa, bo kastracja kotów powinna się praktycznie odbywać cały rok, a nie być ograniczona do akcji, z których w tym roku niewiele wyszło. Nawet jak odbywa się kastracja, nie ma już środków na leczenie, a tym bardziej na karmy. Jeśli ktoś próbował wykarmić 20-30 kotów wie, z czym przyjdzie się mierzyć kupując nawet najtańszy pokarm, bo wielu opiekunów jest już do tego zmuszonych.
Ten dobrostan to właśnie zadbanie o podstawowe potrzeby jak karma, schronienie, leczenie, kastracja.
Dlaczego zdjęcia zwierząt, które już były? Bo Fundacja Hospicjum dla Kotów Bezdomnych to dom spokojnej starości, dom dla tych chorych, najsłabszych, najmniejszych. Ale jak co roku Hospicjum aktywnie działa na rzecz zwierząt bezdomnych, na rzecz kotów bezdomnych. Jednak ten rok okazał się wyjątkowo trudny ze względu może nie na ilość zabiegów, ale na ilość wsparcia, jakiego trzeba było udzielić, bo zwierzęta i ludzie zostali porzuceni. Tyle się krzyczy o kryzysie, o startach miejsc pracy, o mniejszych zarobkach, a czy ktoś zastanawiał się jak to odbija się na zwierzętach. Skoro gminy nie dają ludziom - dadzą zwierzętom? Niestety nie.
Fundacja Hospicjum dla Kotów Bezdomnych to bardzo mała organizacja. Marginalna w skali kraju, dwuosobowa. Gdzie pod opieką pozostaje około 70 kotów przez cały rok, a mimo to pomocy udzieliliśmy wielu innym. Trudno to policzyć. Z grubsza - 1000 zwierząt. Od zabiegów, prostych kastracji po skomplikowane zabiegi chirurgiczne, poprzez parę ton karmy, środki i niezbędne materiały. Zwierząt nie tylko w miejscu lokalizacji, ale w całym województwie, kraju i poza nim.
Codziennie są kolejne, następne i po całym roku walki o nie, dla nich, zaczyna nam brakować sił, środków i możliwości, wobec następnych fal odmówionych, porzuconych, niechcianych, tych, nad których opieką powinna czuwać ustawa o ochronie zwierząt, gminy, włodarze miast. Wśród swoich znajomych nie znam już nikogo kto ma pod opieką mniej niż 20 kotów, a parę lat temu było ich kilka.
Ciężko w słowa ubrać, jaki ogrom pracy trzeba wykonać by to wszystko jakoś dalej funkcjonowało. Czarno widzę najbliższe miesiące, najbliższy rok jeśli, nadal będzie się trzeba zmagać z cięciami w gminach i ograniczeniami. Wiele organizacji zaczyna się po prostu wykrwawiać, nie będąc w stanie nadążyć za ilością potrzebujących kotów. My też już się wykrwawiliśmy, na pewno ja.
Lecznice, z którymi współpracujemy, gonią ostatkami sił, tak wiele było pracy, tak wiele było zwierząt, tak wiele cierpienia. Nie wszystkim się udało, nie wszystkim się uda. Trzeba było podjąć wiele trudnych decyzji, decyzji, które odbijają się na nas, a przecież my też jesteśmy tylko ludźmi i każda śmierć zabiera kawałek nas.
Nie widzę potrzeby ani konieczności umieszczania na tej zbiórce drastycznych zdjęć, by przykuć uwagę, jak to stało się już nie tylko modą, ale i praktyką. Każdy, kto ma do czynienia z kotami bezdomnymi wie, jak wygląda kot po wypadku komunikacyjnym, kot chory, porzucony, umierający. Każdy, kto zajmuje się kotami wie, jak łatwo pozbyć się kota w jednym zdaniu: "My go tylko dokarmiamy, to nie nasz kot." Bo przecież opieka, leczenie, kosztuje, bo co robić sobie wydatki.
Chcielibyśmy być dla tych zwierząt chociaż przez kolejny rok, ale czy to będzie możliwe? Czy coś się zmieni, czy będzie chociaż ciut lepiej, mniej cierpienia? Będą kolejne zbiórki, będą kolejne prośby o pomoc, będziemy chcieli pomagać, przyszłość tych zwierząt nie zależy tylko od nas. Koty, bezdomność kotów, to nasza wspólna odpowiedzialność za kota jako gatunek udomowiany, który cały czas pozostaje tym "gorszym" gatunkiem w oczach gmin, wielu ludzi, także ustawy.
Zbiórka ma na celu nie tylko zapewnienie pomocy zwierzętom w końcówce tego roku, ale przyszłym roku, ale jest też niejako hołdem dla osób, które codziennie przemierzają ulice, karmić, łapać, kastrować i tych organizacji, które pomimo przeciwności losu nie składają broni w walce o lepsze jutro kotów bezdomnych.
Ładuję...