Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Po złamanej łapce nie ma już śladu, śmigam po mieszkaniu i mam się dobrze w domu tymczasowym. Moje leczenie odniosło sukces!! Niesmoawicie się cieszę! Bardzo Wam wszystkim dziękuje za wsparcie :)
Witajcie, jestem Jerzy - dla przyjaciół Jerzyk. Znam się już trochę na motoryzacji i zwiedziłem trochę kraju, ale może opowiem Wam wszystko od początku. Moja historia zaczyna się pod Wrześnią, gdzie na autostradzie A2 zostałem potrącony przez auto.
Leżałem przy trasie i powoli zaczynałem się już żegnać z tym światem, kiedy obok mnie zatrzymał się człowiek o dobrym sercu. Była przed nim jeszcze daleka droga, ale mimo to spakował mnie do auta i zabrał ze sobą. Trafiliśmy do kliniki w Warszawie, gdzie lekarze dokonali oględzin. Diagnoza weterynarzy: uszkodzony język, który nabił się na ząb, wylew krwi do oka, wielokrotnie złamana przednia łapka, rozerwany odbyt. Dodatkowo testy paskowe wykazały FeLV+, co bardzo utrudniało znalezienie miejsca do życia po wyjściu z kliniki.
Lekarze zajmowali się mną, a człowiek, który mnie uratował, robił co w jego mocy, żebym miał dokąd pójść. I tak trafiliśmy na Fundację Głosem Zwierząt, która zgodziła się przyjąć połamańca w swoje szeregi. Wyruszyłem w kolejną podróż, tym razem do Poznania. Tutaj trafiłem do sławnego już ortopedy dr Kamińskiego, który miał podjąć decyzję, co dalej z połamaną łapą - w Warszawie sugerowali amputację. Na szczęście pan doktor podjął wyzwanie i postanowił poskładać kości.
Przez tak długi czas od wypadku (ponad 3 tygodnie) zdążyły się w łapie porobić zrosty. Kości zostały złączone na blachę, odbyła się rekonstrukcja części kości (przeszczep kawałka wcześniej pobranego z innej kości). Udało się nie uszkodzić nerwu, który przez zrosty był słabo widzialny. Dodatkową dobrą informacją jest to, że test PCR wykazał FeLV-, więc chociaż białaczką nie muszę się już przejmować.
Teraz grzecznie siedzę z usztywnioną łapą w kociarnianej klatce i dochodzę do siebie. Czas umilają mi rozmowy z kotami w sąsiednich klatkach i wizyty wolontariuszy, których zdążyłem już polubić. Oni mnie chyba też, bo dzielnie zakraplają mi oko, podają leki i mówią, że jestem uroczy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że na opłacenie czeka faktura z kliniki, a do niej dojdą jeszcze kolejne faktury za kontrole i rehabilitację...
Głęboko wierzę, że kiedy zamknę ten dziwny rozdział mojego życia, uda mi się znaleźć bezpieczny kochający dom i zapomnieć o wszystkim, co mnie spotkało. I tak sobie myślę... może pomożecie mi tego dokonać i wpłacicie grosik na połamańca Jerzyka? Liczę na Was bardzo, bardzo mocno!
Ładuję...