Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Cześć Wszystkim! To Ja - Jupiter! :) Już teraz to Jupi-Robo ;) Przyznam, że sam jeszcze nie wiem co do końca się wydarzyło, ale słyszę cały czas jak moi właściciele mówią, że to dzięki Wam się udało. Że dzięki Wam będę mógł NORMALNIE żyć. Słyszę jak rozmawiają o wdzięczności i o wielkich sercach. Ich oczy robią się takie dziwnie mokre jak o tym rozmawiają. Jeszcze nie wiem o co chodzi, bo bardzo śpiący jestem. Śpię cały czas. Ale opowiem Wam jak to było. Zaczęło się o 3 w nocy z czwartku na piątek. Obudzili mnie i zabrali w dłuugą drogę, znowu do tego wujka i cioć, w tej no... we Warszawie. Zupełnie nie wiedząc po jakiego grzybka, znów kazali mi wejść po tych strasznych, potwornych wręcz... DREWNIANYCH SCHODACH... No masakra! (oczywiście byłem zmuszony znów udawać płaszczkę). Ale potem?! UUU... co to było? Dali mi zastrzyk i... OMG... Różowe słonie, latające wróżki, samonapełniajęce się miski....odlot totalny. ŁAŁ! ... I tak do nocy z piątku na sobotę. Nie wiele pamiętam, ale przebudzałem się co chwilę i płakałem. Ale były tam takie miłe ciocie co mnie głaskały. Nawet dały do ucha, to świecące pudełko, które ludzie tak lubią, z którego słyszałem Moją Panią! Mówiła do mnie "Jupiś, Jupinio, już jedzie Kubuś, już za chwilę będzie..." nie pamiętam co jeszcze, bo znowu zasnąłem. A... no tak... mówiła jeszcze tak miło: "wracasz do domu" i "dobry pies". I taka maszyna którą ludzie nazywają pompą infuzyjną znów podała tą... no... morfinę...."Czteeeery słonie, różowe słonie, każdy kokardę ma na ogo...." Obudziłem się przed wieczorem w sobotę, gdzie? No nie uwierzycie! W DOMU!!! Wszyscy są! Pani, Pan, psiaki, kociaki, a nawet te dziwne kuce!!! (Choć nie mam pewności czy to nie słonie). Ja jeszcze ciągle przysypiam. Mam wielkie coś na łapie- ponoć opatrunek. Jest to sztywne i różowo - niebieskie. Ale niech sobie to będzie, przypomina mi o słoniach ;) Słyszę tylko jak Pan i Pani mówią że doktor (już kumam, że chodzi o wujka Bissenika) jest mega zadowolony. Mówił, że było bardzo trudno i mam bardzo dużo metalu w łapie. Piętnaście śrub, czy coś takiego, jakiś implant.... No i słyszę że przez sześć tygodni mają ograniczać mi chodzenie... Phi... Niech spróbują... Ponoć jeszcze jakieś tam leczenie pooperacyjne czy coś... Nie wiem. Wiem jedno! Jestem SZCZĘŚCIARZEM! Jestem szczęściarzem, bo trafiłem na takich ludzi jak WY WSZYSCY!!! eh... I właśnie mojej Pani znów płynie ten dziwny deszcz z oczu jak jej to wszystko "dyktuję"... Dziwni są Ci ludzie... <3 <3 <3
Jupiter-przerośnięty wyżeł, tak wiele już wycierpiał. Trafił do nas jako bezdomny szczeniak z roztrzaskaną łapką. Operacje, ćwiczenia, rehabilitacja… Wiele miesięcy życia z bólem, który możemy sobie tylko wyobrażać. Niestety Jupiter nie miał szczęścia.
Wystąpiły poważne komplikacje i psiak został ze zdeformowaną, przednią łapką. Wizja amputacji przedniej łapy, przy tak dużym psie, przerażała nas bardzo. Jednak już wtedy usłyszeliśmy, że to tylko kwestia czasu. Z tego powodu Jupi został pod opieką jednej osoby z fundacji. Jupiter waży 35 kilo i nie poradziłby sobie na trzech łapach. Niestety doszło już do poważnych zwyrodnień i każdy ruch sprawia mu ogromny ból.
Ostatnio pojawiło się światełko w tunelu. Jupiter był na wizycie u bardzo dobrego ortopedy. Jest szansa uratowania łapki, szansa na normalne życie. Doktor z Całodobowej Kliniki Weterynaryjnej "Puławska" w Warszawie podjął się "naprawienia" Jupisiowej łapki. Trzeba Jupiemu naprostować nadgarstek, wymienić kilka kości na implanty i ustawić nadgarstek „na sztywno”. Nie będzie mógł nim ruszać, ale nie będzie go bolało, a na tym zależy nam najbardziej.
Jupiter jest pogodnym, bardzo przyjaznym i towarzyskim psem. Spokojnie można go nazwać fundacyjnym wolontariuszem.
Uwielbia zajmować się maluchami, które trafiają pod naszą opiekę. Uratował już kilka ślepych jeszcze kociaków. Jak to możliwe? Takie maluszki, aby zrobić kupkę muszą być wylizywane przez matkę. Masowanie ciepłą szmatką nie zawsze pomaga i kotek może nie zrobić kupki co jest śmiertelnym zagrożeniem. W takich sytuacjach do kociaka wołamy Jupiterka. On swoim wielkim, ale delikatnym językiem masuje i wylizuje maleństwa Jest też świetnym wujkiem dla szczeniaków. Bawi się z nimi, ale gdy tylko przesadzą, jak matka przywołuje je do porządku w taki sposób aby przypadkiem nie zrobić im krzywdy.
Od jakiegoś czasu wieczory dla Jupitera są wyjątkowo trudne. Widocznie po całym dniu łapa boli go zdecydowanie bardziej. Nie ma już tego wesołego i radosnego psa. Jest on – smutno leży i płacze. Płacze na głos, jak dziecko. Co wieczór musi dostać leki przeciwbólowe, aby mógł zasnąć.
Prosimy Was o pomoc dla niego! Jupiter ma dopiero 4,5 roku, przed nim jeszcze całe życie. Jeszcze tyle zwierzaków może uratować. Koszt samej operacji to ok 5000zł. Do tego trzeba doliczyć dojazdy do Warszawy, leczenie po operacji, rehabilitację. Szacujemy, że całkowity powrót Jupitera do życia bez bólu i bez płaczu, będzie nas kosztował 6500zł. Prosimy z całych naszych sił! Jego płacz rozrywa nasze serca na kawałki… Prosimy, pomóżcie!
Ładuję...