Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Oto kolejna kocia tragedia, zakończona sukcesem <3
Kotka mieszkała na terenie firmy budowlanej i niestety pewnego dnia wpadła do ciekłego asfaltu. Jak to kot zaczęła się od razu myć. To co dostało się do pyszczka natychmiast zasychało i zakleiło jej cały język i podniebienie. Kotka nie mogła ani pić ani jeść. Trwało to kilka dni aż Panie które kota karmiły postanowiły poszukać kotce pomocy i zadzwoniły do Fundacji.
Kotkę było bardzo trudno złapać, bo nie chciała wejść do klatki łapki. Na szczęście udało się postawić na nią kosz i zawieźć do lecznicy.
Po podaniu środka usypiającego zaczęto usuwać asfalt przy pomocy margaryny. Na szczęście wszystko się udało i po miesiącu kotka wróciła do zdrowia.
Nadal jest u wolontariuszki, która ją złapała.
Można kotkę weprzeć karmą lub zostać jej wirtualnym opiekunem
Musimy się z wami podzielić tym natychmiast. Ból, jaki musiała przeżywać kotka, jest nie do opisania. Dawno nie widzieliśmy czegoś tak.... Aż słów nam brak. Kotka z asfaltem w pyszczku i na całym ciele... Tylko dzięki determinacji Agnieszki ma szansę na życie.
Oto historia tego biednego stworzenia... :(
Dostałam zgłoszenie o chorej kotce. Panie mają mój numer telefonu, bo sterylizowałam tam kotki i kilka leczyłam. Jedną wydałam do adopcji i jeden leczony kocurek nadal jest u mnie w domu. Wtedy nie wiedziałam, że sprawa jest taka poważna, ale byłam tam w ciągu godziny. Przeraziło mnie to, co zobaczyłam. To nie była kotka... To był WRAK kotki, której coś wisiało pod dolną szczęką.
Niestety, kicia nie jadła od jakiegoś czasu, więc złapanie jej na klatkę łapkę było niemożliwe. Postanowiłam zarzucić na nią koc. Udało się, ale niestety utrzymanie kota w tym kocu już możliwe nie było. Dzika kotka natychmiast wystrzeliła w górę na dwa metry, po drodze dotkliwie mnie drapiąc i gryząc. Nie dałam rady jej utrzymać...
Byłam zdruzgotana, bo wiedziałam, że kot jest w bardzo złym stanie i może nawet nie przeżyć do następnego dnia. Myśl o kotce nie odpuszczała mnie ani na chwilę przez resztę dnia i nocy. Udało mi się zupełnie domowym sposobem skonstruować łapkę tzw. nakładkową. Powstała z koszyka na zakupy, półki z szafy i gum mocujących. Teraz pozostało jedynie czekanie, aż Panie karmicielki przyjdą do pracy na drugą zmianę, bo wszystkie koty stawiały się u nich na karmienie, a wcześniej chowały przed resztą pracowników.
Gdy pojechałam pod budynek, zobaczyłam kicię siedzącą pod budynkiem ze zwieszoną główką. Pani karmicielka zaszła kotkę od przodu, nęcąc ją saszetką, a ja po cichu, od tyłu, założyłam na nią kosz. Oczywiście miotała się w nim okrutnie, ale byłam na to przygotowana. Na rękach tym razem miałam rękawice spawacza, którym kocie pazury na szczęście nie dają rady. Po chwili kotka ewidentnie się poddała, opadła z sił. Karmicielka wznosiła modły do niebios, a ja prawie płakałam z nerwów, bo wiedziałam, że jak nam ucieknie, to już po niej. Mimo nierówności na trawniku bardzo sprawnie udało nam się wsunąć drewnianą półkę i przypiąć gumowe pasy.
Zawiozłam tak kotkę do weterynarza. To, co zobaczyłyśmy, zmroziło nam krew w żyłach...
Kotka była cała zaasfaltowana. Łapki, ogon a najgorsze, całe pysio z podniebieniem i językiem włącznie. Pobiegłam do sklepu po opakowanie margaryny i zaczęłyśmy walkę z czasem.
W pyszczku, oprócz zaschniętego asfaltu, miała też wbitą w szczękę kość od kurczaka. Po wyjęciu jej z kota trysnęła śmierdząca ropa. To był prawdziwy dramat. Walka z czasem o życie. Udało się pobrać krew do badań i na szczęście wyniki nie były wcale tragiczne. Oprócz podwyższonego mocznika reszta parametrów była w normie. Skupiłyśmy się więc na zmywaniu przy pomocy margaryny asfaltu z sierści, podniebienia i języka.
Nie wiadomo, od kiedy kotka nie jadła, a mimo to wątroba i nerki nadal działały dość sprawnie. Jest młoda i może dlatego ma tyle siły i determinacji w swoim wątłym ciałku. Po powrocie do domu, pomimo ran na języku i podniebieniu, kotka zaczęła jeść samodzielnie. Nadal wygląda tragicznie i jest bardzo słaba, ale syczy ostrzegawczo za każdym razem, jak mnie widzi. Mamy nadzieję, że podejmie walkę i że ją wspólnie wygramy.
Błagamy o wsparcie finansowe dla kici. Jak widzicie - ciągle jest komu nieść pomoc, musimy i CHCEMY pomagać, takie nasze powołanie. Ale bez środków na leczenia kolejnego kota nie damy rady. Kiedyś będziemy musieli odmówić przyjęcia interwencji... Czy wyobrażacie sobie, że ta kotka mogłaby zostać bez pomocy?!
Ładuję...