Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kimchi już po zabiegach pojechał do nowego domku wraz z drugim naszym podopiecznym Puszkiem!
Dziękujemy że pomagacie nam, ratować psiaki!
To był zimny, mglisty poranek, już nie pamiętam, jak długo się błąkałem. Tęskniłem za swym domem, za ludźmi, z którymi mieszkałem. Znałem pieski, które opowiadały mi, jak ich ludzie bardzo ich kochają, że nawet jak rozrabiają w domu albo czasem pokażą ząbki to i tak są potem kochane i przytulane. Ja miałem troszkę inaczej, moi ludzie jak coś narozrabiałem, to strasznie krzyczeli, złościli się. Nigdy nie czułem się tak naprawdę kochany, ale jednak to byli moi ludzie, jakoś razem żyliśmy.
Nie wiem, co się potem stało, ale zostawili mnie na poboczu ruchliwej drogi, było ciemno, obce straszne miejsce, byłem przerażony. Siedziałem i płakałem, wychodziłem na tę ulicę, aby ktoś mi pomógł, po którymś razie jednak jak pędziły na mnie oślepiające światła, zszedłem na pobocze. Zrozumiałem, że to nic nie da. Zwinąłem się w kulkę w rowie i poszedłem spać.
Nad ranem gdy już się ciut przejaśniło, zmarznięty ruszyłem w dalszą tułaczkę. W brzuszku burczało od dawna. Sił miałem coraz mnie, zacząłem tracić nadzieje. Mijałem kolejne domy, ludzi. Nikt nie wyciągnął pomocnej ręki, żaden człowiek. Nie miałem już nic do stracenia, już mi było wszystko jedno co się ze mną stanie.
Przechodząc koło jednego z ogrodzeń, coś we mnie jeszcze zawołało, ostatnia iskierka nadziei? Zobaczyłem, że mogę się zmieścić, przechodząc przez ogrodzenie. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Albo mi się uda, albo przynajmniej umrę na czyimś podwórku, jakbym gdzieś mieszkał, choćby to była mokra ziemia w ogródku, ale bardzo nie chciałem umierać sam na środku drogi!
Potem ludzie śpieszący się do pracy wyszli z domu, zauważyli mnie, byłem pewny, że mnie przegonią, że dostanę kopa i znów wyląduje na ulicy. Oni jednak bardzo się zmartwili. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie! Byłem tak zmęczony, że nawet nie wiem, jak to się wydarzyło, w końcu wylądowałem tu w Azylu, gdzie jest dużo takich piesków jak ja - porzuconych, odtrąconych, czekających na lepsze życie.
Ciocie, które się mną opiekują, obiecały, że wkrótce będę miał swój domek, swoje łóżeczko, miseczkę i już zawsze będzie mi ciepło i będę bezpieczny. Potrzebujemy jednak Waszego wsparcia! Muszę kilka razy odwiedzić lekarza, który zabezpieczy mnie przed chorobami. Potrzebne są do tego jakieś szczepienia i zabiegi. Proszę, pomóżcie mi, bym jak najszybciej mógł zamieszkać w tym cudownym domku!
Ładuję...