Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy z całego serca za pomoc w zakupie klatek. Zebrane środki pozwoliły na zakup 4 małych klatek pułapek. To niesamowicie ułatwi nam działanie w terenie i pomoże w walce z kocią bezdomnością.
A Rudi wciąż czuwa nad nami i mruczy wysoko w niebie szczęśliwy, że udało się zebrać całą kwotę.
Choć lekarze walczyli z całych sił, Rudi odszedł od nas po ciężkiej chorobie. Myślałam, że mój świat się zawalił, że nie mam już sił by pomagać... ale szybko zorientowałam się, że to tak nie działa.
Rudi nie odszedł daleko, jest tuż obok, patrzy na nas z góry. Co dzień czuję jego obecność. Co jednak najważniejsze zostawił po sobie swoją kocią wolę, swój testament, w którym prosi byśmy kontynuowali to, co zaczęliśmy. Dlatego ku pamięci naszego Przyjaciela Rudiego nadal prosimy o pomoc w zakupie klatek, dzięki którym uda się odmienić nie jeden koci los.
podpisano:
* opiekunka Rudiego
* Rudi prosto z kociego nieba
Za zebrane dotychczas środki udało się zakupić jedną klatkę-pułapkę. Świeżutko rozpakowana tyle co do nas dotarła. Ogromnie dziękujemy i prosimy o więcej, bo walka z kocią bezdomnością trwa. Rudi oczywiście także prosi i gorąco was pozdrawia :)
Wiecie co? Tak sobie wczoraj chodziłem po osiedlu i myślałem... Ja wiem, że teraz ciężkie czasy, ale gdyby udało się zebrać choć na jedną klatkę? Zawsze byłaby to choć klatka więcej... a musicie wiedzieć, że człowieki z Felineusa, choć zaraza szaleje, to cały czas kotom pomagają i lekko nie mają. To jak będzie? Pomożecie?
Mimo trudnej sytuacji w kraju i na świecie, nasi wolontariusze nie poprzestają w walce o kocie dobro. Nadal brakuje nam sprzętu do działnia. Wspólnie z Rudim prosimy o pomoc w zakupie klatek, choćby jednej...
Cześć wszystkim, jestem Rudi i jestem kotem wolno żyjącym. Choć tak naprawdę to nie rozumiem, czemu nazywają nas wolno żyjącymi. Wszak żyjemy szybko, umieramy młodo… Ale nie zawsze musi tak być! Dziś chcę wam opowiedzieć o pewnym dniu, który odmienił moje życie na lepsze...
Dawniej moje życie, cóż tu wiele mówić lekkie nie było. Co rusz jakieś bijatyki, a to o teren do łowienia, o śmietniki, o panny. Na panny chodziło się od marca aż do września. Ojj ile było przez to kłopotu, no bo musisz wiedzieć człowieku, że koty na antykoncepcji się nie znają. Co rusz któraś zachodziła w ciążę, a potem ścigała o kocioalimenty. Co ja nerwów wtedy straciłem. To były toksyczne związki i żaden z nich nie przetrwał. Kociaków na osiedlu rok w rok przybywało i to nie było dobre. Nie dość, że teren na łowy się kurczył, to jeszcze co rusz jakieś choroby panowały. Nie jeden dorosły się od nich zarażał. O i tak się toczyła ta walka o przetrwanie.
No i wtedy pewnego dnia pojawiły się one – wolontariuszki Felineusa. Jedną z nich kojarzyłem, bo na osiedlu mieszka, druga przyjechała jakaś obca. Wystawiły coś koło śmietnika, zapachniało ładnie kurczakiem. Skusiłem się, kulałem wtedy na łapę po jednej walce, ciężko było samemu łowić. Jadłem więc kęs po kęsie i nagle pach! Jak coś nie trzaśnie! Patrzę, dookoła kraty. Myślę no to ładnie, siedzę w jakiejś klatce, nie da się wyjść, pewnie zaraz mnie wyślą do Chin i przerobią na kotlety. Byłem pewny, że już po mnie, choć okazało się, że nie byłem jedyny za kratami.
Potem znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu. Człowieki ubrane na biało mi się przyglądały, obok nich stała ta Pani ode mnie z osiedla i tak do nich powiedziała „On kuleje na łapę, no i wykastrować go trzeba". Później poczułem ukłucie w tyłek i dalej nic nie pamiętam. Obudziłem się, wciąż byłem w klatce, ale nie uwierzycie łapa przestała boleć. Nie wiem ile godzin, a może dni tak przesiedziałem w klatce, dostawałem jedzenie, w sumie nie było źle, ale chciałem być znów na wolności. No i moje marzenie się spełniło. Poczułem zapach powietrza, zobaczyłem znajome osiedle i człowieka otworzyła mi klatkę. Wybiegłem jak oszalały, wąchałem, sprawdzałem każdy znajomy kąt.
Od tego dnia minęły trzy lata. Jak dziś wygląda moje życie? Przede wszystkim po tej całej kastracji zmieniły mi się priorytety. Nie chodzę już na bijatyki i marcowe panny. Nie mam problemu kocioalimentów. Z kotkami lubię pomiauczeć na różne tematy, bo odkryłem, że fajnie z nimi pomiauczeć, a jeszcze fajniej pozaplatać się ogonkami przy pełni księżyca. Życie płynie mi teraz wolno i spokojnie. Powygrzewam się w słońcu, skoczę czasem na myszki, czasem na śmietniki. Inne koty na osiedlu też zostały złapane i wykastrowane i tak samo jak ja uważają, że to najlepsze co ich mogło spotkać. Najbardziej to sobie chwali Mamuśka. Co ta kocina w życiu przeszła. Po dwa mioty w roku weź, to upilnuj, weź to wykarm. Zawsze wychudzona, oczy podkrążone, zmartwień co niemiara. A teraz? Teraz nabrała ciała, o dzieci się już martwić nie musi, dla siebie ma w końcu czas.
Pewnie zastanawiasz się człowieku, po co ta cała historia? Teraz właśnie chcę przejść do sedna sprawy. Bo widzisz człowieku, my koty wolno żyjące tak mamy w naturze, że od człowieków trzymamy się na dystans. No bo niby skąd mamy wiedzieć, jakie są człowieka zamiary? Jak się żyje tak jak my lepiej być ostrożnym. Więc żeby nas wspomóc w żywocie i wykastrować potrzebne są klatki - pułapki. Ostatnio podsłuchałem rozmowę tej Pani z Felineusa co na osiedlu mieszka i mówiła, że w Fundacji za mało klatek mają. Ona w kolejkę po sprzęt już na lipiec zapisuje! No i kasy też nie mają, żeby dokupić. Jak ja to usłyszałem, to mi się włos na ogonie zjeżył. Przecież to marzec za pasem!
Pomyślałem więc, że wezmę sprawy w swoje ręce i pomogę im zebrać kasę na zakup klatek-pułapek. Usłyszałem tu i tam, że teraz o kasę można prosić dobrych człowieków w internecie. Dlatego opowiedziałem wam tę historię. A teraz bardzo ładnie proszę o grosik wsparcia na zakup klatek - pułapek dla Fundacji Felineus.
Dziękuję Kochani!
Wasz Rudi
Ładuję...