Stado kotów umierało po cichu na skraju lasu

Kocia tragedia na skraju lasu! Notorycznie wyrzucane! Ten koszmar trwał latami, a kociaki po cichu umierały...

O tej całej sytuacji powiadomił nas 86 letni mieszkaniec wsi, mieszczącej się niedaleko Zamościa, który mimo braku zdrowia i sił, od jakiegoś czasu, co dwa dni, odwiedzał posesję na skraju lasu i dokarmiał całą gromadę kotów. Mężczyzna płakał w słuchawkę tak bardzo, że na początku nie mogliśmy go zrozumieć... Uspokajaliśmy go... Żalił się, że nikt nie chce pomóc tym kotom.. Gmina problem ma gdzieś, a przecież idzie zima! On nie ma zdrowia i boi się, że kiedyś pójdzie na posesję i już nie wróci do domu... Obiecaliśmy mu pomóc!



Na początku myśleliśmy, że mężczyzna przesadza, ale po zajechaniu na miejsce okazało się, że ten koszmar istnieje naprawdę!






Akcja trwała kilka dni! Łącznie wyłapaliśmy 25 kotów!! Większa część to kocice! W tym także maluszki! Wszystkie koty chore! Koci katar, świerzb uszny, robaczyca. O ilości pcheł już nawet nie wspominamy. Kilka maluszków trafiło do weterynarza w ostatnim momencie, były słabe i wyziębione. Dla niektórych pomoc przyszła za późno i na posesji niestety znaleźliśmy malutkie nieruszające się ciałka! :(


Koty zostały porozmieszczane po klinikach na czas leczenia (w tym testy na FIV/FELV/FIP) oraz sterylizacji i kastracji, do tego dochodzi jeszcze pobyt oraz wyżywienie! Niektóre koty po wyleczeniu i zabiegach mają zapewnione domy stałe, kilka domy tymczasowe.


Niestety nie jesteśmy cudotwórcami, by podołać wydatkom związanym z tak ogromną ilością kotów! Jesteśmy załamani całą tą sytuacją. Fakt, kociakom już nic nie grozi, ale nam grozi ogromny dług!


Wszystkich zwierzolubów, bardzo, ale to bardzo, prosimy o wpłaty na ten koci armagedon. Każda wpłata ma ogromne znaczenie, nawet najmniejsza..