Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Ciągnie się za nami historia kotów spod psychiatryka… Otóż byliśmy tam sprawdzić sytuację 2 sierpnia po tym całym szumie w Internecie, by zobaczyć, co tam się dzieje.
Słyszeliśmy o kociętach które są w pustostanie który jest w rozbiórce. Zajechaliśmy na miejsce a tam oswojony chory niekastrowany kocur (pewnie ojciec całego przybytku tam) podkreślamy OSWOJONY! Dał się nam wpakować w transporter. Koty były dokarmiane tam wiele miesięcy. 4 kociaki podrostki (półroczne) które zaraz, by się dalej rozmnażały zostały odłapane. Nie mieliśmy na nie miejsca, miały przyjechać tylko na kastrację. Mieliśmy dosłownie pojedynczą klatkę dla nich. Kocur tak samo.
Głównie polowaliśmy na mamę kociąt jednak ciągle obchodziła klatkę, w międzyczasie łapały się kociaki. Myśleliśmy że została tylko ona. Sądziliśmy, że chodziło o te kociaki, które odłapaliśmy (często opisy i zeznania ludzi są różne) okazało się jednak że oprócz tej czwórki są dodatkowo kociaki małe w pustostanie które ta sama kotka urodziła. Jednak nikt ich nie widział były to domysły karmicielki.
Kociaki powtarzamy urodziły się w marcu, kocur chodził też ciągle niezaopiekowany! Kotka zdążyła urodzić kolejny miot dopiero gdy było ryzyko że są w pustostanie maleństwa zaczął się krzyk o pomoc… Nikt ich nie widział i nie wiedział, czy są i gdzie są. Kwestia sprawdzania przez miasto i wykonawcę to już nie nasz temat więc to pominiemy, bo temat jest i tak długi. Ostatecznie po dwóch chyba tygodniach pokazały się kociaki karmicielce i chyba przy pomocy straży zostały wyciągnięte. Kotka w międzyczasie niestety przepadła jak kamień w wodę.
Kociaki u nas po odrobaczeniu się rozchorowały więc wymagają leczenia, wyłaziły z nich robale. Kocur po kastracji i robieniu zębów również się rozchorował jest już z nim lepiej chcemy go teraz zaszczepić. Dalsza część opowiemy niedługo.
Ładuję...