Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc dla naszych kociaków. Wszystkie wyzdrowiały i znalazły nowe, kochające domy! Ten happy end nie byłby możliwy bez waszego wsparcia <3
W dniu dzisiejszym będąca nadal pod naszką opieką Charlie przeszła zabieg kastracji. Kotka została także zaczipowana oraz przestestowana pod kątem kocij białaczki (wynik ujemny)
Kicia była bardzo dzielna, teraz wraca do sił w domu tymczasowym. I baaardzo, baaardzo was prosi o grosik wsparcia.
Większość kociaków - bohaterów tej historii, po długim leczeniu i hospitalizacji znalazła już swoje domy. Te, które są pod naszą opieką, są zdrowe, dwukrotnie zaszczepione i czekają na swojego człowieka. Możemy powiedzieć: "Udało się kolejny raz!". Cieszymy się, ale jest coś co wciąż spędza nam sen z powiek. Za leczenie i opiekę zadłużyliśmy się po uszy, a w kociej skarbonce niewiele się uzbierało. Prosimy pomóżcie nam wyjść na finansową prostą, by móc ratować kolejne!
Kociaki pojawiły się w lecznicy na kolejnej dawce szczepienia. I tym razem były bardzo dzielne i grzeczne.
Kociaki bardzo chciałyby w niedalekiej przyszłości znaleźć nowe domy. Bardzo chciałyby także, by ich skarbonka się zapełniła, bo każda wizyta to kolejne koszty. Dlatego bardzo proszą was o wsparcie
Sharlot i Charli i czyli kocie rodzeństwo są już po pierwszym szczepieniu i odrobaczeniu. Niestety w ostatnim czasie oba kociaki nieco gorzej się czuły. Szybko wyjaśniło się, co jest powodem tego stanu, kiedy Charlie zwymiotowała żywymi robakami. U obu kotek wdrożono ponowną kurację odrobaczającą, obie cały czas są pod kontrolą lekarza.
Mamy nadzieję, że szybko uda nam się uporać z armią pasożytów, które wciąż bytują w tych małych, kocich ciałkach. Was gorąco prosimy o wsparcie, bo każda taka "przygoda" pochałania niestety kolejne środki finansowe.
Pewnego dnia jedna z naszych wolontariuszek odebrała telefon od swojej znajomej. Kiedy na telefonie wyświetlił się numer czuła, z jakim problemem dzwoni znajoma, bowiem najczęściej dzwoniła do niej w sprawie zwierzaków potrzebujących pomocy. Nie pomyliła się, tym razem także chodziło o pomoc, dla małych kociaków.
Z relacji znajomej wynikało, że do jej kuzynki, do stodoły, nieznana nikomu kocica przyprowadziła malutkie kocięta. Wspomniała także o dość trudniej sytuacji materialnej swojej kuzynki, którą nie bardzo stać na pomoc dla kotów, choć bardzo chciałaby im pomóc.
Na reakcję naszej wolontariuszki nie trzeba było długo czekać. Zapakowała zapas karmy i ruszyła pod wskazany adres. Na miejscu zastała 2 dorosłe koty oraz 5 kocich maluszków. Dla wszystkich rozłożyła karmę na miseczkach, nalała świeżej wody, a kiedy koty podeszły nieco bliżej do jedzenia, zrobiła im kilka zdjęć. Zostawiła na miejscu zapas karmy na kolejne dni, a zdjęcia czym prędzej rozesłała do pozostałych wolontariuszy. Dorosłe koty były bardzo nieufne, ale kocie maluszki zważywszy na ich wiek wciąż miały szanse na próbę socjalizacji z człowiekiem i znalezienie dobrych domów.
Jedna z osób prowadzących dom tymczasowy zdeklarowała miejsce dla 3 malców. Nasza wolontariuszka zabrała więc klatkę pułapkę, z grupy kociaków złapała 3 maluszki. Nim kociaki trafiły do domu tymczasowego, po drodze odwiedziły lecznicę, gdzie lekarz ocenił ich stan, a także podał preparaty na pchły i robaki.
Jeszcze tego samego dnia udało się znaleźć dom tymczasowy dla pozostałych dwóch maluszków. Nasza niestrudzona wolontariuszka po raz kolejny podjęła się wyłapania kociąt. Maluchy podobnie jak ich rodzeństwo trafiły na wizytę kontrolną do lecznicy, zostały odpchlone i odrobaczone, po czym trafiły do domu tymczasowego.
To nie był ostatni raz kiedy nasza wolontariuszka zaglądnęła do wiejskiej stodoły. Wróciła tam jeszcze kilka dni później i wyłapała pozostałe dwa dorosłe koty do kastracji. Okazało się, że to kotka i kocurek. Oba koty zostały wykastrowane, a kiedy doszły do siebie, po zabiegach wypuszczono je w miejscu bytowania. Koty źle znosiły zamknięcie, były agresywne, nie podejmowały jedzenia, była to więc jedyna słuszna decyzja. Nasza wolontariuszka pozostanie w stałym kontakcie z kuzynką swojej znajomej, będzie regularnie dostarczać karmę dla kotów i pomagać w razie potrzeby.
Maluszki przez pierwsze dni pobytu w domach tymczasowych były bardzo wystraszone. Spodziewaliśmy się takiej reakcji. Na szczęście po kilku dniach zaczęły nabierać nieco odwagi. Proces ich socjalizacji potrwa z pewnością kolejne tygodnie, ale postępy widać każdego dnia. Nie są jeszcze miziakami, ale nie uciekają już w popłochu na widok opiekuna. Niestety okazało się, ze nie najlepiej z ich stanem zdrowia. Jeden z maluszków dostał uporczywej, wodnistej biegunki. Natychmiast trafił do lecznicy, gdzie lekarze podjęli decyzję o jego hospitalizacji. Podejrzenie padło na panleukopenię a wykonany szybki test paskowy dał wynik pozytywny.
Wszystkie pozostałe kocięta zostały zabezpieczone surowicą, a my drżeliśmy o ich życie. W kolejnych dobach stan kociaka w szpitalu poprawiał się, a pozostałe maluszki także czuły się dobrze. Powtórzono testy, a każdy kolejny dawał wynik negatywny. Według lekarzy mieliśmy do czynienia, z czymś, co czasami się zdarza, z testem, który dał wynik fałszywie pozytywny. Ten test napędził nam niezłego stracha i wciąż nie możemy odetchnąć z ulgą. Kociaki są cały czas monitorowane, a najbardziej chory maluszek pozostaje w szpitalu. Mamy jednak nadzieję, że jest tak, jak sugerują lekarze, że nie spełnił się najgorszy scenariusz.
Podstawowa opieka, zapewnienie karmy i żwirku, profilaktyka, leczenie i hospitalizacja, zabiegi kastracji, wszystko to generuje koszty idące w tysiące złotych. Bez waszej pomocy czujemy się bezsilni… Bez Waszej pomocy nie damy sobie rady… Prosimy, wesprzyjcie nas ten kolejny raz…
Ładuję...