Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie kociaków. Wszystkie są już po zabiegach kastracji i przeszły niezbędną profilaktykę. Wkrótce zaczną szukać nowych, kochających domów.
A miało być już dobrze. Kastracja i poszukiwania nowych domów.
Niestety. Jedna z kotek zaczęła się bardzo drapać. Lekarze podejrzewają świerzb, grzybicę lub alergię. Czekamy na wyniki badań.
1 lutego kocie podlotki trafiły do gabinetu na obowiązkowe szczepienie na chroroby wirusowe.
To kolejny etap przygotowania ich do startu w lepsze życie.
25 stycznia kociaki pojawiły się na kontrolnej wizycie.
Oczka już lepsze, ale nadal wymagają zakrapiania. Aurora musiała zostać ubrana w kubraczek, gdyż z boku pojawiła się duża ranka, najprawdopodobniej odczyn po iniekcji.
Zatem walczymy dalej o zdrowie kociaków.
Karta wizyty w załączniku.
Przyszły na świat jako dzieci wolno żyjącej kotki. Matka je karmiła, myła, a nocami otulała je swoją miłością. Kiedy wychodziła na poszukiwanie jedzenia, zostawały same. Ona przeszukiwała okoliczne domostwa, śmietniki, czasami coś podkradła psu, kurom, czasami coś upolowała.
Było ciepłe lato, więc maluchy bawiły się na trawie, wygrzewały w słońcu, a ona patrzyła na nie z miłością, uczyła je polować, szukać jedzenia. Nic nie zapowiadało nieszczęścia, kiedy wczesnym rankiem wybrała się na łowy. Nastał wieczór, a jej nie było.
Zaniepokojone kocie dzieci nawoływały ją rozpaczliwie, ale odpowiadała im tylko cisza. Matka nie wróciła...
Ranek nie przyniósł im nic nowego. Trochę się bały, gdyż zawsze mama kierowała ich życiem. Musiały stać się szybko samodzielne. Krążyły po drogach, zbliżały się do zabudowań. Z zaciekawieniem patrzyły na ludzi i domowe zwierzęta. W końcu pogodziły się z tym, że nic nie znaczą, a ich smutny los nikogo nie obchodzi. I zapewne podzieliłyby los swojej matki, ale na ich drodze stanęła kobieta, której los takich kotów nie był obojętny.
W jej gospodarstwie znalazły miejsce do spania i miseczkę z jedzeniem. I dobrze się stało, gdyż już dawno skończyło się lato, przyszła jesień, a potem mroźna zima. Jakby nie dobre serce tej kobiety, która je karmiła, szukała dla nich pomocy, to pewno by już nie żyły. Kto pomaga bezdomnym i wolno żyjącym kotom ten dobrze wie, jak trudno jest im znaleźć pomoc, bo dla wielu ludzi kot nic nie znaczy i nie zasługuje na pomoc.
Kiedy dostaliśmy od niej wiadomość i zdjęcia trzech pięknych kociaków byliśmy bezradni, gdyż wszystkie nasze tymczasy były zapchane, a w niektórych szalały wirusy. Jedynie co mogliśmy zrobić, to dać ogłoszenie z prośbą o dom i zapewnienie, że wszystkie koszty leczenia, utrzymania bierzemy na siebie. A koty zostały zapisane do kolejki oczekujących. Oprócz kilku rad, by koty zabezpieczyć, przez kilka dni nie otrzymaliśmy żadnej oferty domu tymczasowego (o stałym nawet nie marzyliśmy, bo ludzi, którzy zaopiekują się chorym kotem można na palcach jednej ręki policzyć).
Ale po kilku dniach zadzwonił telefon. Jeden jedyny - ale ratujący ich życie. Jeszcze tego samego dnia kociaki przyjechały do nas. Zostały umieszczone w szpitaliku, gdyż były chore i wymagały leczenia. Ich wiek oceniono na 6 miesięcy.
Pobyt w szpitalu przedłużył się o kilka dni, bo oprócz kociego kataru, u maluchów stwierdzono potężne zarobaczenie. Obecnie przebywają już w domu tymczasowym, gdzie szybko zaaklimatyzowały się i ogarnęły kuwetę. Brykają radośnie, bo przekonały się, że człowiek wcale nie musi być zły. Otoczone miłością, opieką i ciepłem pewno szybko dojdą do zdrowia, potem zostaną zaszczepione i wykastrowane i będziemy im szukać domków.
Dotychczasowa historia Aurory, Antosi i Ariela jest smutna, ale mamy nadzieję, że wspólnie ją zmienimy. Prosimy o pomoc w opłaceniu hospitalizacji, leczenia i profilaktyki oraz przyszłych zabiegów kastracji. Całość karty pobytu w szpitalu w załączniku.
Ładuję...