Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc, wszystkie koty zostały wyleczone i znalazły swoje super domy :)
Kocięta uratowane z gospodarstwa nieopodal Pruszcza Gdańskiego, proszą o wsparcie leczenia oraz pomoc dla starszych kotów, które żyją w trudnych warunkach.
Dramat, jakich wiele na świecie. Zaniedbana gromada kotów, mnożąca się bez żadnej kontroli, pozostawiona sama sobie, na pastwę losu. Kolejne mioty z kocim katarem, z przepukliną i pchłami.
Nikt nie widział potrzeby, żeby im pomagać, bo przecież to tylko koty, a koty na wsi nie są ważne, nie pilnują terenu, są ciągle głodne (bo dostają byle co, jeśli w ogóle coś) i wciąż się rozmnażają (bo nikt nawet nie pomyślał o sterylizacji).
W końcu zadziałały osoby z zewnątrz, dostałam zgłoszenie. Zastałam koty akurat przy obiedzie, tego dnia były to akurat gotowane ziemniaki. Z tego, co się dowiedziałam, czasem są to resztki zupy, od czasu do czasu zdarzy się mięso, którego już nikt nie chce zjeść.
Uratowane kocięta od początku swojego życia przekonały się o tym, co znaczy ból, strach i niedożywienie. Kocie mamy starały się, jak tylko mogły, aby je przed tych uchronić, niestety, same cierpiały głód. Choć to kotki oswojone, nigdy nie były wpuszczane do domu, więc zimą nie miały się gdzie ogrzać, nikt ich nie leczył, gdy była taka potrzeba, dlatego też przekazały swoim dzieciom koci katar.
Niektóre z nich miały sklejone ropą oczy, zanim jeszcze udało im się je na dobre otworzyć. U takich maluszków, jeśli choroba nie jest leczona, jest bardzo niebezpieczna. Bywa śmiertelna, czasem pozbawia wzroku.
Cóż miałam robić? Wysterylizowałam kotki, które się dało (czyli wszystkie, które aktualnie nie mają kociąt). Mamy z chorymi maluszkami zabezpieczyłam w domu tymczasowym, po odchowaniu dzieciaków będą wysterylizowane i mam nadzieję, że znajdą domy. Nie będą musiały wracać do złych warunków, które udało im się cudem opuścić.
Niestety, koszty utrzymania i leczenia maluchów są ogromne. W kolejce na naszą pomoc czekają kolejne biedne koty, dlatego bardzo prosimy, pomóżcie, nam pomagać! Brak środków finansowych i miejsca do zabezpieczenia kotów to główne przyczyny, dla których czasem nasza pomoc przychodzi za późno. W tym przypadku jednak się udało, zdążyliśmy. Koci katar nie zdążył jeszcze zebrać swojego żniwa.
Kocięta i ich mamy ładnie reagują na podawane leki. Dostały nową szansę, szansę na miłość i normalne życie. Odwzajemniają nam to na co dzień swoją wdzięcznością, miłością, głośnym mruczeniem. I choć satysfakcja z uratowania maluszków jest bezcenna, to niestety, miłość, to jeszcze nie wszystko.
Ratowanie maluchów zawsze generuje ogromne koszty. Udało mi się zabezpieczyć w domu tymczasowym 11 kociąt z 3 mamami, a prawie drugie tyle leczę w terenie, bo nie mam ich dokąd zabrać. Samo ich szczepienie to koszt około 1000 zł. Zanim dojdziemy do szczepienia, trzeba je przede wszystkim wyleczyć, odpchlić, odrobaczyć.
Niestety, wyleczyć musimy także kocie mamy, które również chorują na koci katar, a co więcej, po przejściu na kocią karmę w domu tymczasowym u dwóch kotek wystąpiły problemy gastryczne. Przyzwyczajone do odpadków ze stołu, kocie żołądki nie potrafią bez problemu przestawić się na normalne jedzenie. Dlatego też wymagają podawania bardzo kosztownej karmy leczniczej Royal Canin Gastro Intestinal. Również dwa maluszki mają delikatne układy pokarmowe, zatem i one są na specjalnej diecie - Royal Canin Pediatric. Są to ogromne koszty.
A to tylko koty, którymi sama się opiekuję. Reszta wolontariuszy również ma na utrzymaniu bardzo dużo maluchów i dorosłych kotów, a sytuacja finansowa fundacji jest coraz trudniejsza.
Największym moim zmartwieniem jest jednak mały Bambo, kot w kubraczku. Niestety, maluszek ma powiększającą się przepuklinę pępkową, kwalifikującą się na zabieg chirurgiczny. Stosowanie narkozy do operacji u takich małych kotków zawsze wiąże się z ryzykiem, niestety, w przypadku Bamba przepuklina również stwarza zagrożenie dla życia.
Bardzo prosimy, trzymajcie kciuki za tego wspaniałego kociego maluszka, który ma szansę, dzięki naszej wspólnej pomocy, wyrosnąć na wspaniałego, kontaktowego kota. Swojej tymczasowej opiekunce towarzyszy przy wszystkich zajęciach, jeśli tylko nie jest w klatce kennelowej. Maluszek jest pod opieką najlepszego specjalisty. Na razie obserwujemy i czekamy, aż podrośnie. Pytanie, jak długo będziemy mogli czekać?
Dzieciakom i ich mamom się udało. Są już bezpieczne, walczymy o ich zdrowie i na pewno się nie poddamy, choć nasze konto bankowe świeci pustkami. Niestety, na gospodarstwie pozostały jeszcze inne koty, których nie mamy dokąd zabrać.
Te najmłodsze i oswojone będziemy się starali oddać do adopcji. Resztę chcemy przynajmniej odpchlić, odrobaczyć, wykastrować i zapewnić im prawdziwą kocią karmę, o której te koty naprawdę marzą. Gdy dostały ode mnie (najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu) zwykłą kocią puszkę, rzuciły się na karmę niczym szarańcza. Chrupki również zniknęły w okamgnieniu. Już bardzo dawno nie widziałam tak wygłodzonych kotów.
Bardzo prosimy o wsparcie! Nawet najdrobniejsze wpłaty są dla nas na wagę złota, a dla maluchów to szansa na zdrowie i nowe życie. Przy tej liczbie kociąt, naprawdę liczy się każda złotówka. One mają tylko nas.
Ładuję...