Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kiedyś miałem dom. Byłem nawet w miarę lubiany i chętnie robiono sobie ze mną zdjęcia. W końcu po to są kotki w typie rasy, prawda? Chorować zacząłem jakiś czas temu, najpierw tylko trochę, a potem było coraz gorzej. Kiedy czułem się naprawdę źle, zdarzyło mi się zrobić siusiu poza kuwetą. Wiecie, bolał mnie brzuszek i mnie mdliło i nie umiałem sobie sam z tym poradzić. Niestety ludzie, których całe życie kochałem, zamiast zacząć mnie leczyć, zabrać do lekarza dla kotków wystawili mnie na ulicę. Ba, nawet zanieśli kawałek dalej, żebym przypadkiem do domu nie wrócił.
Spędziłem kilka miesięcy, mieszkając w magazynie przy firmie, przeżyłem tylko dlatego, że dokarmiał mnie miły Pan. Zawsze bardzo cieszyłem się na jego widok, głaskał mnie i zawsze miał dla mnie jedzonko. Na początku było mi bardzo ciężko, czułem się potwornie samotny, bo zawsze byłem wśród ludzi a teraz większość dnia i całe noce spędzałem sam. Tak naprawdę każdego dnia czułem się trochę gorzej, jadłem niewiele mniej, ale bez apetytu i z dnia na dzień ważyłem mniej.
Pan, który dawał mi jedzonko, na początku myślał, że ja mam dom i tyle go odwiedzam, bo jestem łakomczuszkiem i lubię dostawać od niego smakołyki. Jednak kiedy zobaczył, że ja już coraz mniej chętnie jem, ślinię się i jestem naprawdę chudy, postanowił poszukać dla mnie pomocy. I tak trafiłem do cioć. Ja nie będę Was oszukiwał, ja przecież słyszałem, co ciocie mówią, wiem, jakie są szanse, że ja przeżyję, ale… ale chciałem Was poprosić o szansę. Jeśli się uda, jeśli dam radę to naprawdę mam jeszcze trochę czasu przed sobą, może rok a może i więcej. Podobno cuda się czasem zdarzają…
Nazwaliśmy go Chiwit, tak nam tłumacz internetowy podpowiedział. Chcieliśmy wiedzieć jak w języku tajskim będzie życie… Kocurek rokowania na przeżycie ma nikłe. I to od razu chcemy Wam zaznaczyć. Walczymy o niego, bo walczymy o każdego podopiecznego, bo każde zwierzątko zasługuje na szanse na życie i na zdrowie, ale wiemy, czym jest przewlekła niewydolność nerek. Widzimy też po wynikach krwi, że Chiwit cierpi na PNN od jakiegoś już czasu.
Ma ponad czterokrotnie przekroczony mocznik, przekroczoną kreatyninę. Kocurka boli brzuszek, bo do chorych nerek dołączyła jeszcze trzustka w stanie zapalnym. Ma też anemię, co potwierdza, że walczy z chorobą już jakiś czas. Bardzo chcemy dać mu szansę, poddać go leczeniu i zobaczyć czy przynosi ono jakieś efekty.
Kiedy zaczniemy go nawadniać, może poczuć się lepiej, odzyskać siły i apetyt, albo może się okazać, że nerki są już w takim stanie, że nie dadzą rady filtrować. Chiwit musi mieć przebadaną kolejny raz krew, musimy też opłacić badania, jakie miał do tej pory, musimy zbadać mu moczu, wykonać badanie USG i opłacić jego pobyt w szpitalu i leczenie. Zakładamy, że spędzi w szpitalu min trzy tygodnie, ale… nie chcemy robić zbiórki na dłużej niż pierwsze 10 dni jego leczenia…
Prawda jest taka, że jeśli wyniki nie zaczną się poprawiać po upływie 10 dni to… to już się nie poprawią. Pięknie prosimy Was o pomoc w uzbieraniu środków na podarowanie szansy Chiwitkowi i o bardzo, bardzo mocne kciuki…
Ładuję...