Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Morfeuszek pięknie dziękuje Wam za okazane serce i za pomoc w opłaceniu jego leczenia :) Kocurek jest już zupełnie gotowy do adopcji i szuka swojego domku :)
Prawie całe swoje życie marzyłem o domu, o tym, żeby na zawsze być czyjś. Nie mogę powiedzieć, Pan, który mnie karmił i czasem pozwalał pospać w budce w swojej pracy, był dla mnie dobry, od wielu lat się mną zajmował, jak umiał najlepiej, ale do siebie zabrać mnie nie mógł. A ja naprawdę strasznie chciałem do człowieka, wiecie, że jak sobie tak spałem na podłodze w tej budce wartownika, to czasem mi się śniło, że leżę na łóżeczku i przytulam się do moich ludzi? Żyłem tak wiele lat, od kociątka w sumie.
Czasy się jednak zmieniają i w miejscu, gdzie był zakład pracy, przy którym mieszkałem, ma być budowa, chyba domów dla ludzi. To chyba fajnie, bo może ludzie w tych domach z kotami zamieszkają. Tylko ja swój dom przez to straciłem. Budka już była niepotrzebna i ani ja, ani miły pan też już tu się na nic nie przydamy. Pan musiał poszukać innej pracy, a ja zostałem sam, jak było tak zimno, to zawsze mogłem wejść do budki, tylko budki już nie ma. I tak trafiłem do cioć.
Ciocie niby mówią, żebym się swoim wiekiem nie przejmował, że ludzie czasem chcę takie dojrzałe kotki adoptować, bo my spokojniejsze i bardziej leniwe jesteśmy. No zobaczymy, w życiu poznałem całe mnóstwo ludzi, ale do tej pory nikt nie chciał mnie tak na zawsze pokochać i zabrać do domku. Niektórzy nawet to bardzo nie chcieli, czasem ktoś czymś we mnie rzucił, czasem do mnie strzelił, ale nie tylko we mnie, takie kotki co nie mają domu, to często coś złego spotyka.
Nazwaliśmy go Morfeusz, z tego co wiemy ma koło sześciu, może siedmiu lat i od wielu lat mieszkał pod budką wartownika. Pan o niego dbał, jak potrafił, dawał jedzenie, wpuszczał do środka, jak padało, albo jak było zimno. Chyba trochę tak wzajemnie sobie dotrzymywali towarzystwa. Teraz jednak ziemia została sprzedana pod budowę, a budka zniknęła. Morfeusz został sam i dosłownie bez dachu nad głową. Imię od razu nam się skojarzyło, jak go poznaliśmy, kocurek donośnie dopomina się co prawda o jedzenie, ale jak się już naje i wygłaszcze, zapada w drzemkę.
Chyba naprawdę cieszy się, że jest pod dachem. Jest bardzo spokojny i łagodny, nigdy nie zrozumiemy, jak do takiego stworzenia można strzelać, ale ktoś uznał to za dobrą zabawę, z karku Morfeusza wyjęliśmy śrut. Kocurek jest tak kochany, że cały zabieg dał sobie wykonać w miejscowym znieczuleniu… Życie na ulicy nie oszczędziło też jego ząbków, kilka jest połamanych, na wszystkich ma dorodny kamień.
Zanim poszukamy mu domu, na jaki zasługuje, musimy go wykastrować, przebadać, porządnie odrobaczyć i odpchlić, zaszczepić i opłacić jego pobyt w lecznicy. Jesteśmy bez grosza, ale on naprawdę stracił cały swój świat i zwyczajnie nie mogliśmy mu nie pomóc.
Ładuję...