Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Przepięknie Wam dziękujemy :) Bez Was pomocy nie udało by się...
Malutki Ptysio zagoił się po operacji, mieszka w domku tymczasowym i czeka na dom stały.
Mam pół roku i nazywam się Ptyś. To znaczy, tak mnie ciocie nazwały, bo wcześniej to za bardzo imienia nie miałem. Urodziłem się koło domu, czyli wiecie, jeść czasem dostałem, ale wejść do środka nie mogłem. Nie przeszkadzało mi to, przecież na dworze było ciepło i podczas codziennych spacerów spotykałem wielu ludzi, którzy mnie głaskali i czasem dawali coś dobrego do jedzonka.
Bywało, że zastanawiałem się jak by to było, gdybym mógł być z człowiekiem cały czas, spać koło niego, przytulać się. Wiedziałem jednak, że to niemożliwe, że przecież ludzie mieszkają w domkach, a kotki na ulicy. Radziłem sobie jak mogłem, cieszyłem się z każdego dnia, bo prawie każdego dnia ktoś mnie wygłaskał.
Myślałem, że tak będzie też tego dnia. Tuptałem radośnie na moich króciutkich nóżkach, a mój grubiutki brzuszek kołysał się w takt kroków, ogonek zadarty do góry, główka też. Główka musiała być zadarta, bo wypatrywałem ludzi. Zobaczyłem kilka metrów przed sobą pana. Szedł trochę chwiejnym krokiem, ale to nie szkodzi, tutaj często chodzą panowie takim krokiem i zawsze są dla mnie mili i mnie głaszczą.
Przyśpieszyłem kroczków, zatrzymałem się przed panem i z ufnością patrzyłem mu w oczy. Zaraz, za chwileczkę będzie głaskano. Stałem w oczekiwaniu na pieszczoty. Ale nie było pieszczot. Ja się chyba temu panu nie spodobałem z jakiegoś powodu. Zamachnął się nogą i z całej siły kopnął mnie w brzuszek. Przeleciałem kilka metrów, upadłem na chodnik i nie mogłem się ruszyć, nie mogłem oddychać. Zacząłem się bać, że ten pan podejdzie do mnie i będzie mnie dalej kopał, ale on powiedział tylko głośno kilka brzydkich słów i poszedł, a ja zostałem na chodniku.
Chciałem wstać, ale tak mnie potwornie bolał brzuszek, że nie byłem w stanie iść. Jakoś udało mi się w końcu doczołgać do trawnika, a tam znalazła mnie miła Pani, która chyba wszystko widziała. Nie mogłem u tej Pani zostać, bo jej piesek mnie nie lubił i tak trafiłem do cioć.
Ciocie jak usłyszały co mi się stało zabrały mnie od razu do szpitala dla kotów. Muszę mieć zrobione badania i coś słyszałem o operacji, ale nie wiem na pewno. Podobno wszystko tutaj jest bardzo drogie, ale ja przecież nie mam pieniążków, a tak bardzo bym chciał, żeby mi lekarze dla kotków pomogli, chciałbym żeby mnie już brzuszek nie bolał…
Nie wiemy, co trzeba myśleć, czuć, żeby pobić bezbronne zwierzątko, nie umiemy sobie wyobrazić czym tak spokojny i milutki kotek jak Ptyś mógł sobie zasłużyć na bycie kopniętym. Maluszek cały czas wdzięczy się do ludzi, ociera się nadstawia pyszczka do drapania, jest nadal bardzo ufny, jakby nigdy nic złego ze strony człowieka go nie spotkało.
Płacze z bólu podczas badania brzuszka, ale ani nie syknie ani nie machnie łapką, tylko się tuli… Po wstępnych oględzinach wiemy, że obrażenia Ptysia są bardzo poważne, maluszek ma przepuklinę, od kopnięcia jelita wylądowały w klatce piersiowej i uciskają na płuca. Kocurek ma z bólu problemy z przemieszczaniem się i ciężko oddycha.
Operacja musi odbyć się natychmiast a potem, jeśli przeżyje, czeka go około trzech tygodni pobytu w lecznicy. Musimy zapłacić za badanie usg, za zdjęcia rtg, za badania krwi i za testy na choroby zakaźne i za samą operację. Koszty są ogromne. A przecież Ptysia będzie jeszcze trzeba odrobaczyć i zaszczepić.
Błagamy Was o pomoc, nie mamy ani grosza a Ptyś bez operacji nie przeżyje. Pomóżcie nam pokazać mu, że ma rację tak bardzo kochając ludzi, że ta jedna osoba która go tak bardzo skrzywdziła to wyjątek…
Ładuję...