Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki Waszej pomocy Tygrysek nie marznie już na ulicy, ma dom i dwóch przyjaciół za oknem :)
Jejku, jak tu zimno… Nie chcę tu zostawać, proszę… Czuję, że mi zaraz zamarzną oczka. W życiu nie było mi tak zimno, proszę, nie odchodź… Całe życie spędziłem w domku, nie potrafię żyć na ulicy, nie wiem skąd wziąć jedzonko, nie wiem gdzie się schować przed tym zimnem. Mój płacz na nic się nie zdał, zostałem sam na środku trawnika. Było mi tak potwornie zimno, zacząłem szukać wzrokiem jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym się ogrzać, przycupnąłem koło schodów i miałem nadzieję, że ktoś mnie wpuści do środka. Wszyscy mnie jednak mijali, mimo że podchodziłem, zaczepiałem, popłakiwałem.
Wiecie, że ja z tego zimna nawet nie zdążyłem zatęsknić, cały czas myślałem tylko o tym, żebym tu nie zamarznąć. W końcu zainteresowała się mną miła Pani, dała mi cokolwiek do jedzenia i zaczęła szukać dla mnie jakiegoś miejsca, gdzie nie będę marzł. Chyba myślała, że ja jestem czyjś, bo nie zabrała mnie od razu, no byłem czyjś jeszcze kilka dni temu, ja wiem, że już po mnie nie wrócą, ale ta Pani przecież nie wiedziała. Noc spędziłem przytulony do muru koło okienka do piwnicy, przynajmniej tam nie wiało i prawie nie padał na mnie śnieg.
Kiedy następnego dnia ta sama Pani zobaczyła mnie siedzącego na śniegu i czekającego w sumie już chyba tylko na swój koniec to zabrała mnie i zaniosła dla innych miłych Pań, a one zawiozły mnie do cioć. Ciocie mówią, że i tak zdążyłem przed najgorszym mrozem… Jestem pewien, że ja kolejnej nocy bym tam nie przeżył. Mam zaraz szukać fajnego domku, tylko muszę się najpierw do zamieszkania z ludźmi przygotować. Pomyślałem, że może jak Was pięknie poproszę o pomoc, to uzbieramy pieniążki na to całe przygotowanie mnie, bo ja wiem, że ciocie pieniążków nie mają i że przyjęły mnie dlatego, żebym nie zamarł.
Ogólnie pomysł wyrzuceniem kotka na ulicę nie jest fajny, ale jak można zwierzątko w samym środku zimy wystawić na dwór, zupełnie nie rozumiemy. Domowy, milusi, łaszący się kocurek nie przeżyłby kolejnej nocy, zwyczajnie by zasnął i się nie obudził, a ludzie rano znaleźliby zamrożone ciałko. Nazwaliśmy go Tygrysek. Przyjechał do nas z daleka, ale nie potrafiliśmy mu odmówić kiedy zobaczyliśmy, jak kuli się na mrozie.
Kocurek potrzebuje odrobaczenia, odpchlenia, badań w kierunku chorób zakaźnych, szczepień i kastracji. Zapewne jajeczkami „zasłużył” sobie na porzucenie, bo jest już w tym wieku, w którym jego siusiu nie pachnie zbyt ładnie. Spędzi około tygodnia w lecznicy, zanim będzie mógł poszukać swojego miejsca na świecie. Jesteśmy bez grosza, ale nie mogliśmy pozwolić mu zamarznąć na ulicy, pięknie prosimy, pomóżcie nam uzbierać fundusze dla Tygryska.
Ładuję...