Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu maluszków dziękujemy za wsparcie. Udało się ocalić wszystkie, choć była to niezwykle długa i trudna walka. Bez Waszej pomocy nie mielibyśmy żadnych szans. Mamy nadzieję, że już wkrótce kociaki trafią do nowych, kochających domów.
W imieniu rodzeństwa podziękowania składa mała Gatta ;)
Niestety maluszki wciąż mają "pod górkę".
Czy to efekt braku matki? Zapewne tak, bo matka to matka. Potrafi lepiej zadbać o swoje dzieci, choćby przekazując im p/ciała, co jest badzo ważne i procentuje na całe ich życie.
Niestety maluszki się pochorowały. Mamy podejrzenie panleukopeni. Przebywają w szpitalu.
Stan dwóch jest stabilny, niestety dwa czarne są słabe, męczy je potworna biegunka, nie chcą jeść.
Dostają już wszystko co można, łącznie z surowicą, są dokarmiane i nawadniane. Walczymy i cały czas mamy nadzieję na happy end.
Mamy dobre wiadomości. Kociątko, które kilka dni temu trafiło do całodobowego szpitala, dziś w mogło go opuścić. Maluszek z całą paczką leków i zaleceń wrócił do domu tymczasowego. Wszystkie kociaki cały czas przyjmują leki i czekają je kontrolne wizyty, ale wygląda na to, że to co najgorsze już za nami.
Niestety wraz z wypisem otrzymaliśmy także fakturę za hispitalizację na kwotę prawie 500 zł. A to przecież nie wszystkie koszty związane z leczeniem i opieką dla maluszków.
Dlatego w imieniu kociaków cały czas prosimy o pomoc i grosik wpsracia.
Wczoraj wieczorem nasze malce napędziły nam niezłego starcha. Straciły apetyt, zrobiły się słabe, a jedno z kociątek wykazywało objawy neurologiczne. Późną porą pozostawał tylko jeden wybór - dyżurowa lecznica. Wolontariuszka pojechała ze całą czwórką kociątek. Lekarze na miejscu wykonali podstawowe badania. Trzy maluszki zostały zaopatrzone w leki i z zaleceniami wróciły z opiekunką do domu. W przypadku najsłabszego maleństwa z objawami neurologicznymi podjęto decyzję o hospitalizacji. Na szczęście malutka przeżyła noc, a objawy ustępują, nadal jednak musi pozostawać pod całodobową szpitalną opieką.
W imieniu kociaków bardzo prosimy o pomoc. Wiemy, że znów czeka nas zacięta walka o kocie życie, która pochłonie ogromne zasoby finansowe, ale wiemy też, że to jedyny sposób by ocalić kocie życie.
Każdy z nas choć raz w życiu próbował posklejać w całość coś z kawałków. My za każdym razem, kiedy otrzymujemy informację o porzuconych kotach to z miejsca zdarzenia, opowieści ludzi, którzy nie przeszli obojętnie, z widoku porzuconych zwierząt, próbujemy właśnie skleić ich historię.
I wierzcie, nigdy nie była to dobra historia. Zawsze występuje w niej człowiek zły, człowiek bestia, traktujący zwierzęta jak śmieci, znęcający się nad nimi i człowiek, który nie przechodzi obojętnie obok wobec ich krzywdy.
„Pan Bóg zmarkotniał, gdy patrząc na Ziemię, na to co stworzył (a stworzył niemało), stwierdził ze smutkiem, że to ludzkie plemię, to Mu się jednak nie bardzo udało.” /Jan Klimek/
Nie na darmo Bóg zmarkotniał, możliwe że był to koci Bóg, który czuwał nad czwórkę malutkich, około dwutygodniowych kociątek porzuconych świadomie w szczerym polu na pewną śmierć.
Ktoś musiał je zabrać od matki, której tak bardzo jeszcze potrzebowały i skazać na cierpienie i maluchy, i matkę. Bo kociej, macierzyńskiej miłości może zazdrościć niejeden człowiek. I pewnym jest, że matka długo nawoływała swoje dzieci i biegała zrozpaczona po okolicy. Jakim człowiekiem trzeba być, by tak postąpić… jak można spać spokojnie, patrząc na oszalałą z rozpaczy matkę i żyć z myślą, że jest się winnym śmierci jej dzieci.
Owe kotki leżące na trawie znalazł człowiek, który wybrał się na popołudniowy spacer. Pewno koci Bóg tam go skierował. Kiedy usłyszał cichuteńkie miauczenie, a raczej popiskiwanie zamarł, podszedł i zobaczył czwórkę nieporadnych maluszków patrzących na niego. Czy mu się tak wydawało, ale w tym spojrzeniu widział prośbę o ratunek. Pytania kłębiły mu się w głowie – co robić? Jak ratować? Przecież to maluszki… pewnie zmieściłyby się w jego dłoniach. Wiedział jedno, że nie mogą tu zostać. Ściągnął bluzę, ostrożnie je ułożył i wrócił do domu.
Mamy nadzieję, że ten ktoś, kto je porzucił, nigdy nie dowie się, że kotki zostały znalezione, a my zostaliśmy powiadomieni o tym fakcie. Mamy nadzieję, że karma wróci… Cała czwórka została umieszczona w kocim szpitaliku. Są maleńkie, powoli otwierają oczy, muszą być karmione, bo same jeszcze tego nie potrafią.
Są na razie zdrowe, ciekawe świata, ale bardzo brakuje im mamy. A kiedy próbują ssać się nawzajem, szukając „cycusia” u rodzeństwa, to łzy cisną się do oczu - smutny to bardzo widok. Śpią wtulone jeden w drugiego, trzeciego i czwartego, jakby wiedziały, że mają tylko siebie.
Apetyt im dopisuje, z lubością piją kocie mleko. Ich opiekunki zastępują im mamę, tulą, głaskają, nauczą korzystać z kuwety.
Mamy nadzieję, że jeszcze ich życie przyniesie im wiele radości i nigdy na swej drodze nie napotkają złego człowieka. A przed nami walka, by nie straciły odporności, by nie dopadał ich jakiś koci wirus. Kupujemy im dobrej jakości mleko, a za niedługo kupimy dobrą karmę mokrą. Potrzebujemy masę podkładów i żwirku. Kiedy już trochę podrosną to profilaktyka, testy Felv i Fiv, badania.
Popatrzcie na te cudne, bezbronne mordki, one też proszą, bo choć zawiódł ich człowiek, to jednak na swojej drodze spotkały ludzi, którzy pochylili się nad ich losem. One też wierzą, że razem damy radę.
Ładuję...