Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Przekazaliśmy Pani Beacie zebrane środki - dla niej to ogromna pomoc, bo jak tylko z pensji zadbać o dobro 40 kotów?
Z Panią Beatą współpracujemy od roku, ona w Ścinawie ogarnia koło 40 bezdomnych kotów, my we Wrocławiu dwoimi się i troimy, żeby biedy było coraz mniej. Ma na facebooku swoją stronę ,,koty u Beaty'' gdzie można śledzić jej działania.
Przekazaliśmy jej około 50 kg kociej i psiej karmy - tą ostatnią rozdała potrzebującym, którzy mają pieski. Pani Beata zna takie osoby, pracuje w pomocy społecznej.
Teraz Pani Beata sama ma kłopot, ogromne długi w lecznicy, które powstały gdy wzięła do domu chorego kota spod cmentarza a on zaraził jej liczne tymczasy.
Najgorzej, gdy zachorowała Konisia, która mimo 3 lat spędzonych u opiekunki nie dawała się dotknąć, a teraz okazało się, że niemal odchodzi.
Kicia leczona była 4 tygodnie w szpitaliku w Osieku i przy okazji wreszcie wysterylizowana, a Pani Beata... musi zapłacić za leczenie jej i pozostałych kotków.
Bez tego ma ogromne comiesięczne wydatki, utrzymanie, karmienie dzień w dzień około 40 bezdomnych kotów kosztuje, a gdy zachorują, wydatki wydają się studnią bez dna... Dlatego prosimy pomóżcie Pani Beacie spłacić długi w lecznicy i spokojnie spać, bez troski jak utrzymać dalej swoich podopiecznych.
A oto parę słów od Pani Beaty może one lepiej mówią o jej zaangażowaniu i sercu dla zwierząt:
,,Konisia to bardzo malutka kotka, ma prawie trzy lata, a wygląda jakby miała 5 m-cy. Została złapana na działkach wraz z czwórką rodzeństwa w 2015 roku. Półtora tygodnia, po kilka godzin dziennie zajęło mi wyłapanie całej piątki. Okazało się, że w miocie były 4 kotki i jeden kocurek.
Jedna z kotek po trzech miesiącach została adoptowana, reszta rodzeństwa nie chciała się oswoić. Czas płynął, koty rosły i są u mnie do dziś. Dwa czarne do dziś nienawidzą mojego dotyku, za to zżyły się bardzo z jedną z moich kotek - Bubu (też czarną). Zawsze drżałam, co z nimi dwiema będzie, jak zachorują.
No i stało się, zachorowały wszystkie, Konisia ostatnia. Kiedy zobaczyłam, że Konisię też dopadło choróbsko, struchlałam. Z pyszczka, jak z kranu ciekła jej ślina. Sama byłam już też chora, wszystkie koty chore, byłam już załamana. I nagle zobaczyłam, że Konisia weszła do łazienki, takiej o powierzchni dwóch metrów. Cudem udało mi się ją złapać, może już była osłabiona.
Od dwóch tygodni Konisia przebywa w szpitaliku w Osieku na leczeniu. Wg. tamtejszych lekarzy jest to Kaliciwiroza. W pierwszym tygodniu było z nią bardzo źle, nie chciała jeść, nie chciała współpracować.
Dostawała leki i kroplówki, potem na siłę była karmiona Convalescentem. W zeszłym tygodniu nastąpiła lekka poprawa, objawy choroby nieco ustąpiły. Widziałam Konisię w piątek, miała jeszcze wydzielinę w nosku, ale już przezroczystą. Poużywałam sobie trochę, bo ją pogłaskałam.
Nie wiem, czy mnie poznała, ale chyba tak. Jeżeli jej stan zdrowia pozwoli, to zostanie w poniedziałek lub we wtorek wysterylizowana.
Bardzo się o nią martwiłam, ona jest taka malutka i chudziutka, ale w piątek nabrałam nadziei, że będzie dobrze. Pomimo tego, że Konisia nie życzy sobie, żebym ją dotykała jestem z nią równie mocno zżyta, jak z pozostałymi kotami."
Ładuję...